Akcja stypendialna „Polityki” zbliża się do jubileuszu i pewnie za rok przyjdzie czas na głębsze podsumowania, ale też każda kolejna edycja tego specyficznego konkursu na żwawość intelektu, przenikliwość i odwagę myślenia oraz talent, w tym także talent pedagogiczny, skłania do sięgnięcia pamięcią wstecz. Kiedy inicjowaliśmy program, obraz młodego naukowca był trochę inny niż dziś: desperado – jak go nazwaliśmy, pogrążony (za głodowe pieniądze) w swojej pasji, dorabiający na boku korepetycjami na buty dla dziecka. Teraz coraz częściej mamy do czynienia z zupełnie nowym modelem; można by zażartować, że desperado przeobraził się w menedżero. Zamieszczone poniżej, siłą rzeczy, skrótowe noty (po więcej odsyłamy na stronę www.polityka.pl) zawierają kilka powtarzających się elementów. Młodych łączy przede wszystkim żywy kontakt ze światem: staże zagraniczne, kwerendy naukowe, współpraca ze światowymi centrami w danej dziedzinie badań, publikacje w indeksowanych czasopismach (często międzynarodowe współautorstwo artykułów). Ubieganie się o stypendia, granty, nagrody, starania o upublicznienie swego dorobku, niekiedy budowanie nazwiska poprzez publicystykę popularnonaukową – stały się naturalnymi składowymi kariery; większość naszych laureatów ma w tym względzie rozbudowane cv.
Aby jednak sprostać tej nowej normie, trzeba być w dzisiejszych realiach niezwykle obrotnym desperado czy też właśnie menedżerem własnej osoby.
I ta obrotność jest bardzo krzepiąca, zwłaszcza gdy spojrzeć na sytuację w instytucjach naukowych, szczególnie na uczelniach wyższych, które zastygły w starych strukturach, a źródło utrzymania uparcie widzą, jeśli nie wyłącznie w dotacjach budżetowych, przyznawanych za samo istnienie, to w przychodach z czesnego za marną masową edukację o wątpliwej przydatności do jakiegokolwiek zawodu.