Jej performansom często towarzyszyły kontrowersje, a nawet skandale. Tym razem nic nie zapowiadało emocji, bo w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu zaplanowano wystawę retrospektywną, która bez zakłóceń była już pokazywana w kilku stolicach europejskich. A jednak atmosfera została mocno podgrzana na długo przed uroczystym wernisażem i – co ciekawe – bez udziału, a nawet wiedzy, artystki. Najpierw na Facebooku ujawnił się Piotr Mateusz Wach, który w ramach wystawy miał wraz z innymi wybranymi w castingu osobami odtwarzać słynne performanse artystki. Zaprotestował przeciwko skandalicznym – jego zdaniem – stawkom, jakie zaproponowano za tę pracę. Chwilę później oburzona Sylwia Chutnik na łamach „Wysokich Obcasów” uderzyła z drugiej strony i oświadczyła: „Chcemy Mariny, ale nie chcemy brać na nią kredytu”, nawiązując do wysokich cen biletów na spotkanie z artystką (od 75 do 500 zł) i specjalnie biletowanego (50 zł) wernisażu.
Marina kontestowana
Równocześnie kilka rodzimych kuratorek napisało do Abramović list otwarty z donosem na CSW w Toruniu w kwestii złego traktowania przez tę placówkę artystek w ogóle oraz na Polskę w kwestii nieprzestrzegania praw kobiet. Z dramatyczną konkluzją: „Twoja wystawa będzie ten stan legitymizować”. I z nie mniej dramatyczną oceną: „Tym razem zostałaś użyta, wykorzystana do cudzych celów”. W końcu odezwało się tzw. lokalne środowisko artystyczne, mając już pretensje o wszystko: program CSW (kierowanie się przy wyborze wystaw kryteriami celebryckimi, a nie artystycznymi), budżet wystawy (1,4 mln zł), a nawet jej tytuł („Do czysta”). I konkludując, że artystka stała się listkiem figowym kryjącym nagość CSW.
Zaś na samym końcu, zaledwie kilka dni przed otwarciem wystawy, obudziły się środowiska katolickie z wręcz histerycznym ostrzeżeniem, iż „odbędzie się zamknięte spotkanie miejscowych elit na satanistycznym wernisażu, mające na celu poddanie Polski kultowi szatana”.