SEBASTIAN FRĄCKIEWICZ: – Przez lata fotografowałeś klatki schodowe zabytkowych kamienic, a potem raptem zacząłeś fotografować opuszczone wielkopolskie chałupy. Jak to się stało?
MACIEJ SOBCZYK: – To był trochę poboczny projekt. Rozpoczął się przypadkiem, gdy jechałem z Poznania do rodziny do Ostrowa Wielkopolskiego i nadłożyłem drogi, bo chciałem sfotografować dawne olęderskie cmentarze na terenie Puszczy Pyzdrskiej. I nagle wyłoniła mi się bardzo ciekawa, stara, kryta strzechą chałupa. Od tego się zaczęło, ale dodam, że nie fotografowałem tylko Puszczy Pyzdrskiej, robiłem zdjęcia w całej Wielkopolsce. Też w okolicach Nowego Tomyśla, Czarnkowa i Wielenia. Zacząłem trochę szperać w dokumentach i okazało się, że tych drewnianych chałup jest w Wielkopolsce więcej, niż mi się wydawało. Cały projekt zajął trzy lata.
Trafiłeś na jakieś szczególne, dobrze ukryte przed ludźmi miejsca?
Na terenie Puszczy Pyzdrskiej właściwie wszystkie chaty były na odludziu. To wynika ze specyfiki zabudowy olęderskich wsi. Ich osady nie tworzyły klasycznej wiejskiej zabudowy, jak rzędówka czy ulicówka. Tereny były trudne do zagospodarowania, gleby piątej, szóstej klasy. Same piaski nadwarciańskie. Stąd sprowadzono tam Olędrów, którzy mieli narzędzia i wiedzę, żeby wprowadzić trochę cywilizacji. Przed II wojną to były bardzo duże, ale rozproszone wsie, miały 500, nawet 1000 mieszkańców, a dziś zostały z nich pojedyncze domy. Po wojnie dużo ludzi wyjechało do Niemiec. Olędrzy stawiali domy na środku swojej parceli, czyli zupełnie inaczej niż w polskich wsiach. Dziś wygląda to tak, że jedziesz sobie przez las i nagle przechodzi on w pole, a na tym polu stoi zniszczona chałupa. Dlatego jeżdżąc przez Puszczę Pyzdrską, musiałem sprawdzać każdą dróżkę, która wiedzie przez las.
Czytaj także: Dlaczego młodzi wracają na wieś
Wnętrza tych chałup wyglądają trochę tak, jakby ludzie w pośpiechu opuszczali domy. W szafach wiszą koszule, na ścianach zdjęcia ze ślubu.
Dla mnie to wyglądało raczej jak powolne umieranie domu. Gdy umierał ostatni członek rodziny, dom właściwie umierał razem z nim, stawał się opuszczony. Często gdy wchodziłem do środka, widziałem krzyżyki na półkach, jakby ustawione w chwili ostatniego namaszczenia. Poza tym na miejscu było sporo porzuconych dokumentów, pamiątek rodzinnych. Ale mam zasadę, że niczego nie dotykam. Robię zdjęcia i wychodzę. Pytanie, czy ktoś takie domostwo później penetruje. Czy jest na tyle ukryte w lesie, że ktoś do niego jest w stanie dotrzeć.
A spotkałeś jakichś dzikich lokatorów?
Przez trzy lata ani jednego, i to jest ciekawe. Tam nie ma właściwie żadnej komunikacji publicznej poza autobusem szkolnym, a po lesie jeździsz po drogach gruntowych. Bywa, że w obrębie gospodarstwa znajdują się dwa domy. Młodsze pokolenie mieszka już w nowym budynku, a starsze, dopóki zdrowie pozwala, w drewnianym. Gdy senior rodu umiera, dom niszczeje. Niektórzy gospodarze nawet je rozbierają. Wracałem niekiedy do tych samych miejsc i często dom, który wcześniej się trzymał, po czasie już był ruiną.
Są też starsi ludzie mieszkający całkowicie na uboczu, nie mają bieżącej wody, tylko jeszcze studnie z żurawiem, ale prąd najczęściej był. Niektóre domy na terenie puszczy są zbudowane także albo w całości, albo częściowo z wykorzystaniem rudy darniowej. To bardzo charakterystyczne dla tego regionu, który zresztą zawsze był trochę na uboczu, a dziś jest zapomniany. Myślę, że poza Wielkopolską mało kto o nim wie. Nawet jak jesteś z Wielkopolski, to czujesz różnicę. Przekraczasz most na Warcie w Pyzdrach, a za mostem jest inny świat. Może problem polega też na tym, że puszcza jest na skraju różnych powiatów, nawet nie ma tam porządnych dróg.
Czytaj także: Wieś wygrywa z miastem?
Ciekawe, że inny świat, o którym mówisz, znajduje się przecież w bogatym województwie.
To dla mnie też jest zaskakujące, bo kiedy mówi się o wielkopolskiej wsi, to na ogół kojarzy się ona z wsią zamożną, ze zwartą zabudową i z solidnymi, poniemieckimi domami z cegły. Ale po Kongresie Wiedeńskim to były tereny należące do zaboru rosyjskiego, a ta część Wielkopolski jest już raczej mało znana. Pewnie dlatego zachowało się tyle drewnianych domów.
ROZMAWIAŁ SEBASTIAN FRĄCKIEWICZ