W piątek 13 marca Suntago Wodny Świat we Wręczy zamieniło się w Suntago Zamknięty Świat. Decyzję podjął zarząd firmy, ale wymusił ją lokalny sanepid. A właściwie to epidemia koronawirusa. Trzeba przyznać, że Polacy walczyli z epidemią do upadłego i jeszcze w czwartek do kas aquaparku ustawiło się 350 osób. Mniej więcej tyle, ile wcześniej stawało przez pół godziny. Ale jednak. Ostatni szczęśliwcy mogli zażywać pełnego komfortu bez ścisku i tłoku, za który obiekt krytykowany był jeszcze kilkanaście dni wcześniej. Kilkanaście – bo wart ponad 700 mln zł aquapark otwarto dokładnie 20 lutego. A następnie po 23 dniach funkcjonowania został zamknięty. Do odwołania, czyli do nie wiadomo kiedy.
Ostatnie godziny pod palmami najlepiej można opisać tytułem książki Claude’a Lévi-Straussa „Smutek tropików”. Obsługa już wiedziała, że kończy się ich praca, a klienci przeczuwali, że kończy się ich styl życia. Jedni i drudzy chłonęli więc resztki tej iluzji. Klienci robili sobie selfie pod palmami, wypijali drinki na zapas i głośniej niż zazwyczaj krzyczeli na zjeżdżalni. Tak jakby chcieli swoimi krzykami wypełnić ciszę, która zawisła nad aquaparkiem. Następnego dnia wyłączono ogrzewanie basenów. Z wielkich lamp w kształcie balonów spuszczono powietrze, a drogi dojazdowe do obiektu zamknięto posterunkiem prywatnej firmy ochroniarskiej. Tylko ogrzewania nie można było całkiem wyłączyć. 750 żywych palm pod jednym dachem przez 23 dni było dumą Suntago. Dwudziestego czwartego dnia stały się przekleństwem, bo generowały niepotrzebne i wysokie koszty. Z drugiej strony jak się włożyło milion euro w tropikalne drzewa ściągane z drugiego końca świata, to nie można ich tak po prostu zmarnować.
Pozbawione ludzi palmy mają się dużo lepiej.