Piknik Naukowy w 1998 r. był głośny za sprawą kawałka Księżyca przywiezionego w 1971 r. przez załogę Apollo 15. Na stanowisku miesięcznika „Wiedza i Życie” można było nie tylko zobaczyć sam kamyk, ale też sfotografować się z nim za pomocą jednego z pierwszych aparatów cyfrowych i dostać pamiątkowe zdjęcie zapisane na dyskietce. Kolejka chętnych była tak długa, że zabrakło przygotowanych dyskietek. – Skałę udało się wypożyczyć z NASA dzięki prof. Andrzejowi Rabczence, koledze ze studiów na Wydziale Fizyki UW, który był attaché naukowym w ambasadzie w Waszyngtonie. Gdy w mediach anonsujących Piknik pojawiła się wiadomość, że jest rzekomo warta 5 mln dol., w obawie przed złodziejami musieliśmy wynająć sejf bankowy, a do jej pilnowania na stoisku dwóch ochroniarzy z bronią – wspomina Andrzej Gorzym, ówczesny redaktor naczelny „Wiedzy i Życia”, a potem wieloletni szef działu naukowego POLITYKI. Możliwość obcowania z księżycowym okruchem była nie lada atrakcją, ale o wiele większą zasługą „Wiedzy i Życia” jest to, że kontakt z nauką umożliwiała Polakom już od 1926 r. regularnie, bo nieregularnie od 110 lat.
Nauka groszowa
W czasopismach popularnonaukowych można przebierać. W internecie mamy dostęp do specjalistycznych publikacji, blogów prowadzonych przez badaczy i filmików edukacyjnych. Przez wieki dostęp do wiedzy zarezerwowany był dla wąskiego kręgu uprzywilejowanych. Stopień alfabetyzacji był tak znikomy, że edukacja ograniczała się do wizualnej propagandy politycznej i teologicznej, która w świecie chrześcijańskim przybrała formę Biblii pauperum (Biblii dla ubogich), czyli scenek religijnych na ścianach kościołów. Do pierwszej zmiany doszło wraz z pojawieniem się druku oraz reformacją, która sprawiła, że ludzie uczyli się czytać, by studiować Pismo Święte. Powszechnym przełomem była epoka oświecenia i stopniowe wprowadzanie obowiązku szkolnego.
W XVIII w. pojawili się objaśniający świat edukatorzy, którzy pisali o odkryciach techniki i nauki prostym językiem, obalali przesądy i mity. Pierwsze czasopisma popularnonaukowe ukazywały się z inicjatywy towarzystw naukowych, ale regularnie takie periodyki zaczęły wychodzić w latach 30. kolejnego stulecia. Za pensa czy feniga można było czytać o nauce w „Chambers’s Edinburgh Journal”, „The Penny Magazine” oraz „Das Pfennig-Magazin”. Na terenach podzielonych między zaborców ziem polskich wychodziło kilkanaście periodyków poświęconych podróżom, geografii, przyrodzie i technice. „Przyroda i Przemysł”, „Kolumb”, „Przyjaciel Ludu”, „Zdrowie” w ramach pozytywistycznych haseł miały podnosić poziom oświaty i kultury polskiego społeczeństwa, choć nie zawsze wiązało się to z wysoką merytoryczną jakością treści, odzwierciedlającą nierówny, niestety, poziom ówczesnej nauki, sporo w nich patriotycznej propagandy i uproszczeń. Z początku głównie tłumaczono teksty zagraniczne, ale z czasem w popularyzację zaangażowali się polscy badacze i publicyści, m.in. historyk Joachim Lelewel czy filolog i przemysłowiec Hipolit Cegielski. Zaczęto też wydawać pisma dla młodzieży, mające poszerzać wiedzę nauczaną w szkołach.
Najstarsze funkcjonujące do dziś polskie pismo popularyzujące nauki przyrodnicze to wychodzący od 1882 r. przy warszawskiej Szkole Głównej „Wszechświat”. Założeniem tego wzorowanego na „Nature” periodyku było poznawanie i ochrona przyrody, ale też prezentacja osiągnięć towarzystw naukowych z różnych zaborów. „Wszechświat” ukazywał się do pierwszej wojny światowej, po czym został zawieszony i wznowiony w 1927 r. Nadal wychodzi jako kwartalnik pod auspicjami Polskiej Akademii Umiejętności. Inną historię ma trochę młodsza „Wiedza i Życie”, która przez długi czas była organem różnych instytucji oświatowych.
Transmutacja dziejowa
Tytuł „Wiedza i Życie” wymyślił Tadeusz Rechniewski – socjalista, który po 14 latach zesłania na Sybir za działalność rewolucyjną wrócił w 1906 r. do Polski i założył edukujący robotników Uniwersytet dla Wszystkich oraz szereg pism popularyzujących wśród nich wiedzę społeczną i ekonomiczną. Ciągle jednak te pisma zamykano, Rechniewski musiał otwierać nowe, zmieniać tytuły, aż 11 września 1910 r. w Wilnie wydał jednodniówkę „Wiedza i Życie”. We wstępniaku zaznaczono, że ma ona „rozpatrzeć pokrótce to współdziałanie pomiędzy ludźmi wiedzy i ludźmi pracy życiowej. To zbliżenie między wiedzą i życiem jest jedną z najpilniejszych potrzeb”. W ten apel wpisywały się teksty o problemach prostytucji czy strajkach robotników.
Miesięcznik „Wiedza i Życie”, którego pierwszy numer ukazał się w marcu 1926 r., miał trochę inny charakter. Naczelnym „bogato ilustrowanego pisma o wytwornym wyglądzie zewnętrznym” był założyciel Powszechnego Uniwersytetu Korespondencyjnego, matematyk i piłsudczyk Janusz Jędrzejewicz. Wyjaśniał we wstępie, że „Wiedza” ma służyć każdemu samoukowi, bo „pragniemy w miarę sił naszych i środków przyczynić się do rozszerzenia i pogłębienia myśli polskiej i podniesienia jej na ten wysoki poziom, na którym być powinna”.
Za cenę 1,95 zł czytelnik dostawał ilustrowany reportaż z Egiptu pisarza Wacława Sieroszewskiego; tekst o żeglarstwie morskim polskiego pioniera tej dyscypliny Mariusza Zaruskiego; artykuł o chorobach zakaźnych autorstwa mikrobiologa Zygmunta Szymanowskiego; esej zoopsychologa Jana Dembowskiego o tym, czy zwierzęta mają rozum, oraz opatrzony rysunkami Stanisława Noakowskiego wykład o stylach w architekturze. Była też konkursowa zagadka, instrukcja budowy taniej lunety, recenzje książek oraz nowiny naukowo-techniczne (o oddaniu do użytku największego wiszącego na świecie mostu między Camden a Filadelfią; otwarciu sarkofagu Tutanchamona czy pierwszym wykrywaczu metali).
Z „Wiedzą i Życiem” współpracowali naukowcy, popularyzatorzy i publicyści, a redakcja starała się, by materiały były ciekawe i przystępne. Unikała tanich sensacji, krzykliwych tytułów, a do kontrowersyjnych tematów – jak kwestia ras czy metempsychozy – starała się podchodzić racjonalnie. Dziś lektura trąci myszką i rozczula, nie tylko ze względu na archaiczny język, ale też stan ówczesnej wiedzy, co uświadamia, jak bardzo nauka dojrzała w czasie ostatniego wieku.
W lipcu 1931 r., gdy Jędrzejewicz zaangażował się w politykę (jako minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego zasłynął reformą wprowadzającą obowiązek szkolny na szczeblu szkoły powszechnej i ujednolicającą system szkół średnich), pismo zaczął wydawać Związek Nauczycielstwa Polskiego. Cena wzrosła do 2,50 zł, zmienił się charakter okładek, spadła liczba ilustracji, a łamy zdominowała humanistyka, co podkreślał nowy podtytuł: „miesięcznik poświęcony sprawie kultury i oświaty”. Pojawiały się wprawdzie artykuły o technice, fizyce czy chemii, ale zniknęły doniesienia ze świata nauki. Nie odnotowano nawet warszawskiej wizyty Marii Skłodowskiej-Curie, która w lipcu 1932 r. otwierała Instytut Radowy.
Po przerwie wojennej „Wiedzę” najpierw przejęło Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego (kierowane przez Henryka Jabłońskiego, jednego z budowniczych PRL), a od 1950 r. Towarzystwo Wiedzy Powszechnej. Pismo miało wówczas format A4. Silnej sekcji humanistycznej (wśród autorów lub rozmówców byli Jerzy Manteuffel, Janusz Tazbir, Stefan Kieniewicz, Janusz Kotarbiński) wciąż jednak towarzyszyły teksty o budowie komórki, mózgach elektronowych, życiu zwierząt czy astronomii. Tematy te dominowały też na okładkach. Zmieniło się to w połowie lat 60., gdy pismo zmniejszyło format, nie tylko tracąc rozmach, ale też zmieniając profil na kulturalno-społeczny. Pojawił się kącik psychologiczny i teksty o gospodarce, m.in. ówczesnego naczelnego POLITYKI Mieczysława Rakowskiego. Nauka poszła w odstawkę tak radykalną, że w 1969 r. redakcja nie zauważyła nawet lądowania na Księżycu (choć szczegółowo opisywała film „2001: Odyseja kosmiczna” Kubricka).
Miesięcznik wrócił do naukowych korzeni po przerwie stanu wojennego m.in. dzięki Joannie Zimakowskiej, z wykształcenia fizyczce i byłej dziennikarce naukowej z „Życia Warszawy”. To ona dbała, by co miesiąc poruszano tematy z nauk ścisłych. W „Wiedzy” publikowano artykuły o bioinżynierii, postępach w medycynie, UFO, klonowaniu (w 1985 r. pierwszy w polskiej prasie popularnej tekst na ten temat napisał embriolog prof. Jacek Modliński). Na okładkach znów zagościły maszyny, kosmonauci, roboty. Ale nakład spadał i w 1988 r. wydawca RSW „Prasa-Książka-Ruch” zaczął zastanawiać się nad likwidacją tego „pisma o wytwornym wyglądzie”.
Epizod łóżkowy
Pewnie by się tak stało, gdyby nie troje dziennikarzy naukowych „Życia Warszawy”. – Jan Rurański chciał założyć nowe pismo popularnonaukowe, ale przekonaliśmy go z Joanną Zimakowską, że lepiej reanimować mającą już długie tradycje „Wiedzę” i publikować w niej teksty o technice, naukach ścisłych i przyrodniczych. Zebrawszy najlepszych popularyzatorów, stworzyliśmy nowy miesięcznik ze starym tytułem – wspomina Andrzej Gorzym.
W styczniu 1989 r. zreformowana „Wiedza i Życie” z kolorowymi zdjęciami wyszła w nakładzie 180 tys. egzemplarzy. Na wygłodniałym nowości rynku prasowym sprzedawała się świetnie. Gdy w 1990 r. pojawiła się uchwała o likwidacji RSW, a wraz z nią możliwość ubiegania się o tytuł przez spółdzielnie dziennikarskie, pracownicy „Wiedzy i Życia” skorzystali z tej okazji jako jedni z pierwszych. – Aby zdobyć pieniądze na utrzymanie tytułu, zaczęliśmy wydawać tłumaczenia zagranicznych książek popularnonaukowych. Pierwszy był pięknie ilustrowany „Atlas zwierząt świata”. Elegancko zafoliowany album był świetnym prezentem pod choinkę i tak dobrze sprzedawał się u bukinistów, handlujących wtedy na rozkładanych łóżkach polowych, że robiliśmy dodruk – tłumaczy Joanna Zimakowska.
Dzięki zarobionym pieniądzom spółdzielcy pod wodzą Rurańskiego nie tylko dostali prawo do tytułu, ale zaczęli wydawać kolejne książki popularnonaukowe, przewodniki i poradniki. Na fali sukcesu w 1991 r. spółdzielnia „Wiedza i Życie” utworzyła z Amerykanami wydawnictwo Science Press, w którym zaczął się ukazywać „Świat Nauki” – polska edycja „Scientific American”, najstarszego popularnonaukowego miesięcznika amerykańskiego, wychodzącego od 1845 r. – Mieliśmy zapał i pomysły, ale nie byliśmy biznesmenami – przyznaje Andrzej Gorzym. Parę złych decyzji wydawniczych, nieuczciwi hurtownicy oraz rosnąca konkurencja sprawiły, że spółdzielnia splajtowała. Prawo do tytułu przejęło, w rozliczeniu długu, wydawnictwo Prószyński i S-ka.
Niewiedza urzędowa
Oczywiście istniały już wówczas w Polsce także inne tytuły popularyzujące różne dziedziny nauki, a w 1995 r. pojawił się miesięcznik „Focus”, ale „Wiedza i Życie” była najbardziej wszechstronna i aktywna. Uczestniczyła m.in. w Festiwalach Nauki, Piknikach Naukowych, w wyłanianiu reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w rozwiązywaniu łamigłówek. Współpracowała z lubiącymi popularyzację naukowcami – astrofizykiem Michałem Różyczką, biolożkami Magdaleną Fikus i Ewą Bartnik, filozofką Magdaleną Środą, językoznawcą Janem Miodkiem czy piszącym do dziś felietony „Uczeni w anegdocie” fizykiem Andrzejem Kajetanem Wróblewskim.
Donosiła o najgorętszych tematach ze świata nauki, wyjaśniała tajniki in vitro czy rewolucji cyfrowej. – Nawiasem mówiąc, byliśmy nie tylko pierwszym miesięcznikiem robionym w całości na komputerze, ale też jednym z pierwszych w Polsce użytkowników poczty elektronicznej i internetu. Zaprzyjaźniony z nami prof. Wróblewski, ówczesny rektor Uniwersytetu Warszawskiego, udostępnił nam konto w Centrum Informatyki UW – opowiada Zimakowska. Pisanie i wysyłanie maili nie było wówczas łatwe, wymagało znajomości komend programistycznych. Jej elementarny kurs na łamach „Wiedzy” prowadził inny fizyk – Aleksander Bartnik. Obecność naukowców była gwarantem merytorycznym publikowanych treści. Ale nie dla wszystkich.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka wspomagało Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci, fundując zainteresowanym stypendystom prenumeratę „Wiedzy i Życia” oraz „Świata Nauki”. Ponieważ jednak coraz więcej szkół prosiło o darmową prenumeratę, o jej sfinansowanie Andrzej Gorzym zaapelował do Komitetu Badań Naukowych. O sporządzenie ich listy KBN zwrócił się do Ministerstwa Edukacji Narodowej. I tu zaczęły się schody. – Doszły mnie słuchy, że zdaniem ministerialnych recenzentów oba miesięczniki piszące o ewolucji, in vitro, Darwinie czy Wielkim Wybuchu nie promują wartości chrześcijańskich, więc nie zasługują na promowanie ich w szkołach. Wysłałem wtedy kilkorgu utytułowanym uczonym po roczniku obu czasopism z prośbą o recenzje pod kątem przydatności w szkołach. Rzecz jasna wszystkie były pozytywne, co raz na zawsze zamknęło usta nieprzychylnym urzędnikom.
Oba miesięczniki przez lata trafiały do ponad 27 tys. bibliotek i czytelni publicznych, służąc uczniom i nauczycielom. Gdy w 1992 r. Uniwersytet Warszawski uruchomił Międzywydziałowe Indywidualne Studia Matematyczno-Przyrodnicze, ponad 90 proc. przyjętych stanowili ich czytelnicy.
Pomysł księżycowy
Tysięczny numer „Wiedzy i Życia” ukazał się w kwietniu 2018 r. pod okiem obecnej naczelnej i dr biologii Olgi Orzyłowskiej-Śliwińskiej, która – jak sama przyznaje – czyta ją od dzieciństwa. Od września wydawcą tego najstarszego czasopisma popularnonaukowego w Polsce i jednego ze starszych na świecie zostaje POLITYKA. Nie tylko ze względu na renomę „Wiedzy i Życia”, ale też z uwagi na tradycję tego pisma i historię splecioną z dziejami kraju. Jesteśmy przekonani, że najważniejszym zadaniem mediów jest tłumaczenie świata, który staje się coraz trudniejszy do zrozumienia. Uważamy, że w czasach populizmu, gdy głosy kreacjonistów, płaskoziemców i antyszczepionkowców są ustawiane na równi z opiniami naukowców, solidna edukacja to najlepszy trening krytycznego myślenia.
W 1886 r. Bolesław Prus napisał w „Kurierze Warszawskim”, że wydający „Wszechświat” ekscentrycy dopłacają trzy ruble rocznie do każdego z „łaskawych prenumeratorów”, co oznacza, że „wśród powszechnej obojętności dla zadań naukowych znalazła się garstka ludzi usiłujących obudzić w swoich ziomkach zmysł do natury i wiedzy”. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli być aż takimi ekscentrykami, i że nie jest to pomysł z księżyca wzięty. – Wierzę w czytelników, którzy stale piszą do nas listy, wierzę w ludzi, którzy chcą wiedzieć więcej – mówi Orzyłowska-Śliwińska. My też. Możemy tylko powtórzyć za Januszem Jędrzejewiczem, który 94 lata temu napisał: „Wiedza niekształtująca życia byłaby czymś martwym i pustem. Życie bez udziału wiedzy tonęłoby w mrokach błędów”.