Jesteśmy w centrum Santa Fe, w Nowym Meksyku. A jednocześnie w Heliotown, portalu do Biologicznej Wspólnoty. W rzeczywistości to bardzo mała przestrzeń, ale pracując w skali, mogę ją dowolnie powiększać – Thomas Ashcraft obraca się w swojej pracowni i galerii zarazem, przygląda stanowiskom, na których przeprowadza eksperymenty ze wspólnych rubieży nauki i sztuki, na których ustawia hybrydowe eksponaty. Na jednym przetwarza radiowe trzaski z Jowisza na ruch brzozowej witki. Na drugim odsłania wizerunki wyłowionych z kałuży bakterii wyrzeźbione w metalu. Sadza przed nimi miniaturowe ludziki, a te, całe plastikowe, gapią się na gigantyczne fagi jak na tajemnicze monumenty z kosmosu.
O co tak naprawdę chodzi
Wielkie dramaty mają swoich Szekspirów, Dostojewskich, Flaubertów. Drgnienia ludzkiej duszy, subtelności związków – ten koniec spektrum złożoności biologicznych interakcji jest dobrze opisany. A co z wirusami, bakteriami i fagami? Te mają Thomasa Ashcrafta. On obsługuje kraniec mikrobytów i ich mikromonumentalnych dramatów.
– Myślę o idei poezji elementarnej, poezji rzeczy najprostszych. O poezji na poziomie komórkowym. Na poziomie atomowym. Interesuje mnie, co się wydarza, gdy jedna rzecz spotyka drugą, i co dzieje się potem. Rzeźba to moja metoda badawcza. Ashcraft przedstawia mikroorganizmy w intymnych aktach transferu genów, gdy wyciągają ku sobie cienkie mostki cytoplazmatyczne, rzeźbi wirusy – najliczniejsze organizmy we wszechświecie, filigranowe lądowniki na planetach komórek. – Bakterie w akcie koniugacji – o co w tym „tak naprawdę” chodzi? – sam siebie pyta Ashcraft.
Jego zainteresowanie mikroświatem bierze się z przekonania, że i My, wielcy, i Oni, mali, wszyscy tworzymy Biologiczną Wspólnotę złączoną jednym prapoczątkiem.