Najpiękniej brzmią ponoć świerki ścięte w grudniowy dzień. Tuż przed zimowym przesileniem lub wkrótce po nim, gdy księżyc znajduje się w nowiu i nie srebrzy regli najbledszą nawet poświatą. Jego przyciąganie, a więc i wpływ na rośliny, jest wtedy najsłabsze. Drzewa ścina się tak, by upadły w dół stoku, i zostawia w lesie, pozwalając żywicy i sokom spłynąć z pnia do gałęzi. Na ich drewno mawiają w Dolomitach Mondholz – drewno księżycowe. Podobno właśnie tę odmianę najwyżej cenił Antonio Stradivari. Koniecznie z lasu Paneveggio. Wysoko na stokach Val di Fiemme szukamy korzeni brzmienia wykonanych przez niego instrumentów.
Las to moja szkoła
– Czy Stradivari osobiście wybierał drzewa? Nie wiem. Jestem zbyt młody, by to pamiętać – śmieje się 55-letni Giuliano Zugliani. Widać, że jest tu w swoim żywiole. W lesie pracuje ponad 35 lat, od przeszło ćwierćwiecza opiekuje się Paneveggio. – Mam ogromne szczęście – podkreśla. – Dla leśników to miejsce jest jak Oxford dla naukowców.
– Niektórzy twierdzą, że Stradivari przyjeżdżał tu na przełomie XVII i XVIII w. z Cremony, gdzie miał warsztat – ciągnie Giuliano, prowadząc ścieżką przez las. – Może tak było, choć nie znam żadnych źródeł, które by to potwierdzały. Zresztą nie da się po prostu pójść na spacer, upatrzeć drzewo, opukać i orzec: o, z tego świerku będą świetne skrzypce – kuca przy pniaku. – Dopiero po ścięciu można ocenić strukturę słojów. Powinny być regularne, gęste. Wtedy instrument będzie miał piękne brzmienie – wskazuje położone jeden przy drugim cieniutkie pierścienie.
Dziewięć na dziesięć drzew w Paneveggio to świerki pospolite – te same, co w Karkonoszach, Beskidach czy Puszczy Białowieskiej.