1.
W konkursie tym chodziło o zrobienie zdjęć całkowicie czystego nocnego nieba. Celem była perfekcyjna nocna ciemność, a także to, co się w tej ciemności uwidacznia. Zacznijmy jednak od spraw fundamentalnych. Pytanie brzmi następująco: skąd w ogóle bierze się ciemność nocą? To wcale nie jest pytanie banalne. Słynny paradoks ciemnego nieba, sformułowany w XVI w. przez angielskiego astronoma Thomasa Diggesa, a nagłośniony w XIX w. przez niemieckiego badacza nieba Heinricha Olbersa, sprowadza się do prostej (na pierwszy rzut oka) wątpliwości: dlaczego właściwie w nocy niebo jest ciemne? Słońce już zaszło, ale przecież kosmos, który wydaje się być niezmierzony i zawiera nieskończoność gwiazd, mgławic oraz galaktyk, powinien świecić także nocą (gdziekolwiek nie spojrzeć, powinna być jakaś gwiazda lub inny świecący obiekt). Na podobnej zasadzie – w gęstym lesie wszędzie, patrząc w głąb, widać tylko litą ścianę pni i gałęzi, chociaż drzewa rosną przecież w pewnym oddaleniu od siebie. Dlaczego zatem nocą jest mrok, a nie rozjaśniony w każdym punkcie firmament?
Pytaniem zajmowało się przez lata wielu ludzi nauki; poza wspomnianymi – Diggesem i Olbersem – także takie sławy, jak Kepler, Halley, Kelvin. Długo nikt nie potrafił tej zagadki rozwiązać, ponieważ natury, kształtu i wieku kosmosu nie potrafiliśmy określić. Dzisiaj – na szczęście – już wiadomo, że wszechświat nie istnieje od zawsze, lecz miał swój początek w Wielkim Wybuchu, niecałe 14 mld lat temu, a ilość jego materii, choć trudna do oszacowania, jest jednak skończona. Wszechświat zawiera mniej więcej 100 miliardów galaktyk i 300 tryliardów (300 000 000 000 000 000 000 000) gwiazd i jest prawdopodobnie skończony. Prawdopodobnie. Wiemy też, że wszechświat rozszerza się i to w coraz większym tempie, a światło – dobiegające także z najdalszych skupisk materii – ma zawsze skończoną prędkość, czyli mogło jeszcze nie zdążyć dotrzeć do nas.