Z siódmych urodzin nie pamiętam tortu, słabo kojarzę, w co byłem ubrany. Za to pamiętam prezent. Każdy kolejny gość przychodził dokładnie z tym samym – plastikową wyścigówką. 3 września 1982 r. akurat tylko to było do kupienia w najbliższym kiosku. W sumie dostałem trzy takie same samochody z zawadiacką, otwieraną do góry szybką. Szybki szybko pogubiłem. Samochody też przepadły, jak i to wspomnienie. Odżyło, kiedy zobaczyłem kolekcję zabawek Andrzeja Szulca.
Typ wyrachowany
Szulc wyścigówkę miał w stanie niemal urodzinowym. Nie dość, że z szybką, to jeszcze z kompletem naklejek. Stylową czarno-białą Maserati na masce. I równie stylową z napisem Spójnia na drzwiach. Spójnia brzmiała nie tylko obco, ale też obciachowo, więc szybko ją odkleiłem. I ślad po niej zaginął. Po Łódzkich Zakładach Zabawkarskich Spójnia Spółdzielnia Pracy też zaginął już ślad. I historyczna pamięć, którą kolekcjonerzy teraz odtwarzają. Dlatego Szulc mówi o sobie, że jest zbieraczem nie tylko zabawek, ale i historii. Niektóre są gotowym materiałem na niezłą książkę. Jak chociażby ta o bydgoskiej Syntezie, która podbijała piaskownice kolekcją plastikowych Starów w różnej zabudowie. Był taki moment, że Synteza trzęsła rynkiem zabawek w PRL. Żeby wraz z PRL odejść w niebyt. Ostatnim ekonomicznym tchnieniem firma namieszała na rynku, sprzedając formy prywatnej firmie Nina.
Aleksander Jakubowski, który kupował formy od upadającej Syntezy, potrafił zdiagnozować przyczynę jej upadku. – Po tej naszej pierestrojce ludzie chcieli tego, co zachodnie. Ja te Stary próbowałem jakoś podrasować pod rynek, ale dalej ciężko się to sprzedawało – mówi były właściciel Niny. Od Syntezy kupił również formę do produkcji Nyski, drugiego sztandarowego produktu bydgoskiego zabawkarstwa.