Siergiej Tarasenko, krawiecki mistrz szkoły odeskiej, wraz z żoną Natalią prowadzący w Gdyni atelier, przynosi zdjęcia. Na nich niewysoki mężczyzna, na oko pod trzydziestkę, pozuje w trzyczęściowym brązowym garniturze. – O, proszę zobaczyć, to Piotr, nasz nowy klient. Pochodzi z rolniczej rodziny, ciężką pracą doszedł do pozycji wykładowcy akademickiego. Gdy do nas trafił na pierwszą przymiarkę, nie był przekonany. Garnitur kojarzył z napięciem, z wbijaniem człowieka w sztywną formę. Miał obawy, że się z nim nie zżyje, że nawet nie będzie umiał go nosić – opowiada. Natalia Tarasenko: – Ale gdy pierwszy raz poszedł odstrojony na uczelnię, opowiadał, że ludzie z daleka mu się kłaniali. Powiedział nam potem, że odmieniliśmy jego życie. To ogromna satysfakcja: czynić ludzi szczęśliwszymi.
Sebastian Żukowski, właściciel pracowni na warszawskim Muranowie: – Lubię te chwile podczas przymiarek, kiedy klienci patrzą w lustro, przesuwają dłońmi po klapach marynarek, z pewnym zaskoczeniem odkrywają gładkość wełny. Są pod wrażeniem zmiany, jaka zaszła w ich wyglądzie, a mowa ciała zdradza, że sami się sobie podobają.
Garniak przed Jaguarem
W poznańskiej pracowni Karola Rzeszutko, kontynuatora rodzinnych tradycji w czwartym pokoleniu, między półkami wypełnionymi tkaninami, produktami, akcesoriami i literaturą przedmiotu wisi oprawiona w rzeźbioną ramę tablica, a na niej krawieckie wyzwanie: podstawowe typy figur przegiętych oraz figur pochyłych. To tylko wstęp do tego, jak indywidualne predyspozycje, charakter pracy, tryb życia deformują ludzkie ciało. Sebastian Żukowski wertuje ksero książki „Krój odzieży męskiej” (niewznawianej, bo nie ma na nią popytu; inna sprawa, że zawarte w niej wskazówki są ponadczasowe).