Dymki o Jamie
Wojciech Jama: największy w Polsce kolekcjoner komiksów. Cichy superbohater
Tymczasem… Rzeszów zimą, noc, śnieg tłumi odgłosy z ulicy. Za oknem latarnia bździ, a w kuchni ciepłe światło. Koty przychodzą się łasić. Jamę widzimy przy stole, nad herbatą, w koszulce z Janem Marcinem Szancerem.
W pokoju obok największa w Polsce kolekcja komiksu. Cisza. W szufladach autorskie plansze z rysunkowymi bohaterami wielu pokoleń. Za szkłem śpią z otwartymi oczami postaci z animowanych bajek państw Układu Warszawskiego.
Wiuuuut! Drzwi samolotu otwarte, Wojtek skacze. Bez nerwów, nie pierwszyzna. Stabilizowanie pozycji, furkot, linka spadochronu. Daleko w dole Nowa Huta. Lądowisko aeroklubu krakowskiego, sekcji młodzieżowej. Bohater lubi dreszcz męskiego życia.
Kapitan Żbik, komiksowy supermilicjant do spraw nadzwyczajnych, heros zbiorowej wyobraźni chłopców-peerelowców, również skacze, nurkuje, zna judo, jeździ dużym Fiatem jak torpedą. Jan Żbik jest szarmancki względem płci pięknej i nieprzekupny. Przełożeni go podziwiają, choć sami pędzą życie zabiurkowe. Równie dobrze mogliby robić fochy i nienawidzić Żbika, ale w honorowej męskiej służbie takie rzeczy są nie do pomyślenia. Jak ktoś jest dobry, to się go ceni. Kropka.
Ojciec Wojtka Jamy jest oficerem wojska, saperem, Czerwonym Beretem. W rodzinie liczy się twardość charakteru. Mogą sobie Wojtek z bratem wycinać obrazki ze „Świata Młodych”. Zbierać te swoje „Tytusy, Romki i A’Tomki”, „Kapitany Żbiki”, „Orient Meny”, „Relaxy”, „Profesorki Nerwosolki”, „Thorgale”, „Podziemne fronty”, „Kapitany Klossy”, „Kajki i Kokosze”, „Piekielne Barnaby”, „Jonki, Jonki i Kleksy”, „Pilotów śmigłowca”.