Przez pierwsze lata swojej pracy – jak wielu psychoterapeutów – spotykałam się z klientami indywidualnie bądź też prowadziłam terapię grupową. I prawie zawsze pojawiał się wątek problemów w związkach, w których pozostawały szukające wsparcia osoby. Kłopoty nawet udawało się rozwiązać, ale zawsze towarzyszył mi niedosyt. Poczucie, że sprawa nie sprowadza się do niedostatków we wzajemnej komunikacji. Zaczęłam szukać podpowiedzi i znalazłam – książkę Augustusa Napiera „Małżeństwo: krucha więź. W poszukiwaniu partnerstwa i trwałości”. Napier występuje tu jako terapeuta i mąż z 40-letnim stażem. Opisuje podróż przez życie, przez nieuchronnie następujące po sobie etapy małżeństwa i zmiany, jakie ze sobą niosą. Opowieść jest, oczywiście, uzupełniona przykładami z jego pracy terapeutycznej z rodzinami.
Główny przekaz książki ilustruje następujący fragment: „Małżeństwo nie jest związkiem tylko dwóch osób. Być może we wczesnych miesiącach miodowych wierzymy, że jesteśmy tylko we dwoje, ale niebawem pojawia się wielu konkurentów domagających się naszej lojalności. Rodzice (lub opiekunowie), rodzeństwo, dziadkowie, ciotki i wujkowie, przyjaciele, przełożeni, a zwłaszcza dzieci (jeśli je mamy) angażują nasz czas, uwagę, lojalność. Kiedy spoglądamy na współmałżonka, widzimy kogoś uwikłanego w skomplikowaną sieć relacji z innymi”.
Istotnie, kiedy klienci gabinetu psychoterapeutycznego dowiadują się, że obydwoje wnieśli do małżeństwa „swoje rodziny”, zmienia to ich perspektywę widzenia siebie samych i swojego związku. Przestają widzieć źródło kłopotów w prosty sposób: że źle wybrałam, że to wina jej osobowości itd. Dostrzegają wyniesione z domów rodzinnych schematy myślenia.
Jak owe schematy „realizujemy” w związkach?