SŁAWOMIR SIERAKOWSKI: – Jest pani uważana za wynalazczynię pojęcia post-polityki, używanego powszechnie dla odróżnienia dzisiejszej epoki od poprzedniej. Na czym polega różnica?
CHANTAL MOUFFE: – Pojęcia post-polityka zaczęłam używać w swojej książce „Polityczność” opublikowanej w 2005 r. Odnosi się przede wszystkim do zachodnich demokracji liberalnych. Pokazywałam to na przykładzie tzw. trzeciej drogi brytyjskiego premiera z Partii Pracy Tony’ego Blaira, którego mentorem był filozof i socjolog Anthony Giddens. Naczelną ideą było porzucenie podziału między lewicę i prawicę, który Giddens uznał za zbędny we współczesnej demokracji. Według niego wszyscy już należymy do klasy średniej, więc właściwie nie ma uzasadnienia dla antagonizmów społecznych i powinniśmy być w stanie zgodzić się co do jednej wspólnej polityki. To w uproszczeniu był powszechnie popierany pomysł na politykę na Zachodzie w latach 90. XX w. Wydawało się, że spór jest już niepotrzebny. To dlatego mówiono o końcu historii.
Nie brzmi to tak źle. Chyba każdy chce zgody w polityce, prawda?
Tak jak każdy chce dobrze, a nie źle. Tylko że niekoniecznie zgadzamy się co do tego, co jest dobre, a co złe. Polityka, w której spór jest z takiego lub innego powodu zablokowany, jest bardzo niebezpieczna dla życia społecznego, a przede wszystkim dla demokracji. Podziały polityczne są warunkiem pluralizmu. Polityka jest społecznym tworem, a ludzie w społeczeństwie się naturalnie różnią, więc bardziej pierwotny dla ludzi jest antagonizm niż konsens. Pierwszy jest warunkiem drugiego, ale konsens antagonizmu nie może na zawsze znieść. Może, i powinien, dotyczyć reguł gry albo kilku strategicznych kwestii i taki jest nie tylko potrzebny, ale niezbędny dla funkcjonowania i bezpieczeństwa demokracji.