Niezbędnik

Falowanie i  spadanie

Polityka kulturalna: wzlot i upadek

Polityka kulturalna państwa falowała. To ciążąc ku liberalizmowi, to znów ku ręcznemu sterowaniu. Raz ku teraźniejszości i przyszłości, innym razem ku przeszłości. Polityka kulturalna państwa falowała. To ciążąc ku liberalizmowi, to znów ku ręcznemu sterowaniu. Raz ku teraźniejszości i przyszłości, innym razem ku przeszłości. Mirosław Gryń / Polityka
Termin „polityka kulturalna”, który tak źle kojarzył się przez cały okres PRL, w latach 90. nabrał pozytywnego znaczenia. A potem raz, dwa je stracił.
Władze przygotowywały kolejne „narodowe strategie”, pakiety, karty, założenia.Mirosław Gryń/Polityka Władze przygotowywały kolejne „narodowe strategie”, pakiety, karty, założenia.

Paszporty POLITYKI startowały w atmosferze optymizmu. Resortem kultury zarządzał wówczas Kazimierz Dejmek, wybitny reżyser, acz urzędnik chimeryczny, nieprzewidywalny i nerwowy, jednak powodów do zadowolenia było sporo. Nie istniała już cenzura (zniesiona w 1990 r.), twórcy mogli czuć się nie tylko wolni, ale i potrzebni – spora ich grupa zasiadała w parlamencie pierwszych pokomunistycznych kadencji i tam walczyła o interesy środowiska i dobro kultury.

W wyniku kolejnych reform ustrojowych ukształtował się klarowny podział na kulturę zarządzaną przez samorządy (zdecydowana większość instytucji) oraz przez władze państwowe: centralne i wojewódzkie. Z czasem do tej dwójki dołączył trzeci gracz, budujący swoją pozycję powoli, ale konsekwentnie: organizacje pozarządowe, stowarzyszenia i fundacje. Co jednak najważniejsze, wśród decydentów upowszechniało się przekonanie, że kulturowe kompetencje społeczeństwa pozytywnie przekładają się na inne obszary życia: gospodarkę, politykę, edukację.

Przez te lata polityka kulturalna państwa falowała. To ciążąc ku liberalizmowi, to znów ku ręcznemu sterowaniu. Raz ku teraźniejszości i przyszłości, innym razem ku przeszłości. Ku modelowi rynkowemu lub socjalnemu. I mimo delegacji wielu uprawnień na samorządy to jednak resort cały czas rozdawał w tej grze karty. Z epoki PRL przeszedł do III RP jako Ministerstwo Kultury i Sztuki, zaś za czasu rządów Jerzego Buzka (1999 r.) dorzucono do nazwy „Dziedzictwo Narodowe”. Dwa lata później minister Andrzej Celiński dodatku się pozbył, ale ten jak bumerang powrócił w 2005 r., gdy resort objął Kazimierz Michał Ujazdowski. O epizodzie połączenia ze sportem za czasów aktualnej władzy nie ma sensu wspominać, bo to i tak nie największa głupota w jej wykonaniu.

Różne były nazwy resortu, a jeszcze bardziej różnili się jego kierownicy.

Niezbędnik Inteligenta 30 lat Paszportów POLITYKI (100203) z dnia 05.12.2022; Kultura wolnej Polski; s. 16
Oryginalny tytuł tekstu: "Falowanie i  spadanie"
Reklama