Dawno temu napisałem książkę o designie. Może zresztą była o czymś innym. W każdym razie w tytule pojawiło się słowo „design” i to wystarczyło, żebym przez jakiś czas uchodził za eksperta. Czyli osobę, której można postawić dwa fundamentalne pytania. Pierwsze: dlaczego w Polsce jest tak brzydko? Drugie: czemu Polacy mają taki fatalny gust? Święta zasada sali sądowej (przynajmniej w amerykańskich filmach) brzmi: adwokat nigdy nie zadaje pytania, jeśli nie jest pewien odpowiedzi. Z dziennikarzami było tak samo. Prawidłowa odpowiedź brzmiała: w Polsce jest brzydko, gdyż Polacy mają okropny gust.
Próbowałem się wyłamać z konwencji. Mamrotałem na temat regulacji, uchwał krajobrazowych i planów zagospodarowania przestrzennego. Pamiętam chłodne spojrzenie rozmówców. Nie tego oczekiwali.
Nawet liryka patriotyczna przyznawała, że w Polsce jest brzydko. Ojczysta brzydota to kolejne wyzwanie, ostateczna próba dla Polaków. Na taką miłość nas skazali. Taką przebodli pastelozą, wysypiskami i reklamą wielkoformatową. Wspominać w tym kontekście o planach regulacyjnych to pewien nietakt.
– Mhm – w „mhm” chrzęściło zniecierpliwienie. – Więc dlaczego Polacy mają zły gust?
– Polacy mają zły gust… – próbowałem. – Gdyż Polacy… Gdyż gust…
Przez długie lata prawidłowa odpowiedź brzmiała: Polacy mają zły gust, gdyż brakuje im Wzorców, Autorytetów i Prawdziwych Elit. A to wszystko przez bezbożny komunizm, awans społeczny, Nową Hutę i ludność napływową. Kiedyś nawet na spotkaniu poświęconym typografii miasta musiałem wysłuchać wywodu o tym, że kształt liter to skutek reformy rolnej, a w szczególności wycinki drzew w dworskich parkach.
– W polskiej szkole jest za mało plastyki – mówiłem oględnie.