Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Katarzyny Kaczorowskiej „Niemoc i przemoc” (POLITYKA 47). Problem bardzo ważny, ale niestety traktowany przez urzędników – co pokazują chociażby przykłady podane w tekście – rutynowo i z niewielką empatią czy chęcią pomocy ofiarom. Dostrzegam jednakże w artykule wyraźny wydźwięk: sprawca=mężczyzna, ofiara=kobieta. Szokujące są dla mnie przytoczone słowa p. Nowakowskiej, która krytykuje przepisy, gdyż „są neutralne ze względu na płeć”. A przecież przemoc nie ma płci! Okraszenie tego słowami „osobno dla dziecka i kobiety, jakby dało się rozdzielić przemoc wobec tych dwojga” ociera się o stereotyp, że kobieta sprząta, gotuje i wychowuje dzieci, zaś mężczyzna jest rodzicem drugiego sortu, za to pije i bije. Moje doświadczenie jako ofiary przemocy domowej pokazuje, że tego typu problem spotyka się ze strony organów państwa z kpinami, a nie pomocą. To ironiczne komentarze dzielnicowego: „Jeżeli pan się czuje ofiarą, jak pan to nazywa, »przemocy«...” i uśmieszki jego kolegów z sąsiednich biurek, to odsyłanie od Annasza do Kajfasza w sprawie Niebieskiej Karty, wreszcie – umorzenie sprawy mimo zeznań świadków i przyznania się sprawczyni. Przepisy sobie (mimo że są „neutralne ze względu na płeć”), a realia sobie. Wyobrażam sobie, że podobnie traktowane są kobiety, choć mam nadzieję, że przynajmniej zdarza się zrozumienie z drugiej strony biurka, że kpiny są w takiej sytuacji niestosowne.
Trudno czynić zarzut p. Nowakowskiej, że jako prezeska Centrum Praw Kobiet reprezentuje wyłącznie kobiety. Uważam jednak, że należy potępiać przemoc i pomagać ofiarom bez względu na to, kim są, zamiast skupiać się na segregowaniu czy – o zgrozo! – różnicowaniu w przepisach ze względu na płeć ofiary.
AK