Po okładkowym artykule Ewy Wilk „Wszyscy toksyczni” o tym, jak nieodpowiedzialni psychoterapeuci pogłębiają konflikt pokoleń, a „zerwania relacji” przybierają rozmiary absurdalnego i niebezpiecznego zjawiska, do naszej redakcji napłynęło mnóstwo listów, komentarzy i wiadomości. Tekst wywołał bardzo emocjonalne reakcje i – co znamienne – zupełnie skrajne (od podziękowań i słów uznania po oburzenie i krytykę), a dyskusja o problemie przeniosła się też do innych mediów. Publikujemy część głosów, które otrzymaliśmy.
• • •
Przeczytałem artykuł z podziwem dla rzemiosła dziennikarskiego, odwagi, niesztampowego potraktowania ważnego tematu. To podejście krytyczne, ale uczciwe, trzeźwe i orzeźwiające umysł. Dla takich redaktorów jak Ewa Wilk warto kupować POLITYKĘ.
GRZEGORZ KOWALSKI
• • •
Mam 31 lat, więc jestem stosunkowo młodą osobą. POLITYKĘ czytam całe swoje dorosłe życie, czytałam także w latach nastoletnich, jako że ceniłam wyważony i zniuansowany charakter artykułów. Jednakże tekst pani Ewy Wilk jest dla mnie nieprzyjemnym zaskoczeniem. Temat niewyobrażalnego cierpienia ofiar rodziców-oprawców został potraktowany po macoszemu. Poświęcono mu tylko dwa niewielkie akapity. Cała reszta jest napisana w sposób umniejszający ofiarom cierpień zadanych przez ludzi, który winni byli nauczyć swoje dzieci języka miłości.
Jeszcze do niedawna temat przemocy rodziców wobec dzieci był w Polsce tematem tabu, a rodzice stanowili świętość (zwłaszcza matki), której nie można było naruszać, skutecznie gasząc niemal każdy opór przemocą fizyczną wobec dziecka. Przyczyniło się to do niewyobrażalnego cierpienia dzieci, które finalnie wyrosły na dorosłych zmagających się z zaburzeniami psychicznymi, niezdolnych do pracy zawodowej, nawiązywania przyjaźni, a także tworzenia związków romantycznych.
Artykuł jest skonstruowany w taki sposób, że jest doskonałym orężem dla żyjących w zaprzeczeniu rodziców-oprawców, których utwierdzi jeszcze w przekonaniu, że nie zrobili dzieciom krzywdy, lecz dorosłe już dzieci uległy „modzie”. Tym samym ich cierpienie zostanie wymazane, wrzucone do szufladki „moda”.
Dostrzegam w artykule konserwatywne sympatie autorki, która to rozluźnienie więzi rodzinnych uznaje za wyraz rozkładu społeczeństwa. Niekoniecznie jednak tak musi być. Bliższy jest mi pogląd, że ważniejsza jest jakość relacji rodzinnych niż sam fakt ich utrzymywania.
KATARZYNA R.
• • •
Każde zdanie artykułu opisuje naszą historię. Sesje psychologa obejmowały redagowanie łzawych maili, mających na celu wyciągnięcie od nas pieniędzy na nowe mieszkanie dla 34-letniego syna. (…) Zakomunikował on nam, wraz z „terapeutą”, że przeszedł traumę w naszej rodzinie i zerwał z nami kontakt – po wpłacie pieniędzy. Wcześniej każdy kontakt z nim – bezpośredni, telefoniczny, mailowy – to były wrzaski, pretensje i całkowita obojętność wobec naszego stanu zdrowia, a jesteśmy po licznych operacjach i w wieku emerytalnym. Nie czujemy się jednak „osieroconymi rodzicami”. Pozbyliśmy się raczej stalkera.
D.N.