Cannes pożegnało pandemię. Maseczki w festiwalowych kinach się pojawiają, ale nie są regułą. Za to program tegorocznej edycji okazał się bardzo mocny i różnorodny. Trudno dziś na tej podstawie wskazać jakąś jedną dominującą tendencję w kinie. – Najważniejsze jest pytanie, czy filmy, które są tu pokazywane, trafiają w nastrój ludzi – komentuje Janusz Wróblewski, nasz wysłannik. Ten nastrój wyznacza przede wszystkim, ale nie tylko, wojna w Ukrainie. – Istotne są także pytania natury egzystencjalnej, społecznej – problemy różnych regionów, pytania, jak mamy urządzić świat na nowo. Kto je zadaje? Między innymi Cristian Mungiu w chwalonym przez naszego korespondenta filmie „R.M.N”. Dobrze poradzili sobie polscy twórcy. „IO” Jerzego Skolimowskiego to jedno z jego największych osiągnięć, duża niespodzianka i kandydat do nagród w głównej sekcji konkursowej. Gorąco komentowany jest też trzeci film Agnieszki Smoczyńskiej „Silent Twins” pokazywany w sekcji Un Certain Regard i opisujący historię na pograniczu alienacji i choroby psychicznej.
Publiczność wychodziła w szoku z pokazu nowego dokumentu historycznego Siergieja Łoźnicy. I – jak podkreśla nasz krytyk – nie dlatego, że im się nie podobało, tylko trudno im było znieść okrucieństwo pokazane na ekranie. I choć nie jest to film o dzisiejszych wojnach w Ukrainie czy Syrii, nie sposób go oglądać bez odnoszenia się do tego kontekstu. – Prostota przesłania przy wstrząsającej relacji z tego, co się działo podczas II wojny światowej, robi piorunujące wrażenie – mówi Janusz Wróblewski, z którym rozmawia Bartek Chaciński.