Robota w przemyśle. Po powstaniu styczniowym grupy emigrantów z ziem polskich mieszkające za granicą zaczęto nazywać Polonią. Najliczniejsze i najbardziej prężne było skupisko polonijne w USA. Ludzie napływali do Ameryki bez kwalifikacji bądź znajomości pracy w przemyśle. Jedynie przybysze wywodzący się z zaboru pruskiego mogli być lepiej przygotowani do zatrudnienia w fabrykach. W USA 90 proc. Polaków znajdowało zajęcie w przemyśle i zamieszkiwało w dzielnicach najbliższych miejscom pracy. Tak było oszczędniej. Większość z nich osiadała w miastach stanów Nowy Jork (Nowy Jork, Buffalo, Rochester), Nowej Anglii, New Jersey, Pensylwanii (tu w 1920 r. stanowili trzecią co do wielkości grupę etniczną), Wisconsin (Milwaukee), Ohio (Cleveland), Michigan (Detroit), Illinois (Chicago) i wielu mniejszych ośrodkach na wschodzie i środkowym zachodzie kraju. Pracowali głównie jako robotnicy niewykwalifikowani w górnictwie, przemyśle żelaznym, stalowym, maszynowym, tekstylnym, odzieżowym, mięsnym (w Chicago przeważali wśród pracowników rzeźni), w rafineriach nafty, fabrykach broni.
W latach 1880–1914 zarabiali dziennie od 1 do 3,5 dol., a o rozbieżnościach decydowały rodzaje zajęć i sezonowe wahania płac. W 1910 r. niewykwalifikowany pracownik stalowni zarabiał do 12,5 dol. tygodniowo. Jeden z emigrantów tak wspominał pierwszą wypłatę, którą dostał w postaci czeku do spieniężenia w tawernie (w Chicago w okolicach rzeźni 95 proc. wypłat realizowano w szynkach): „Daję jej [szynkarce] papierek, a ona wali ci mi kupę pieniędzy jak milionerowi”. Inna imigrantka wspominała swoje pierwsze doświadczenie wypłaty w 1910 r.: „Na Nowy Rok dostałam [wypłatę] i wszystko srebrem (…) to ja myślę, że ja miała 5 dolary i ciendzia [drobne]. (…) To myślałam sobie, że mój świat”.