W poszukiwaniu straconego smaku
Smaki i przyzwyczajenia kulinarne polskich emigrantów
Sklepy i restauracje. Od początku polskiej emigracji minęło ponad 200 lat, lecz przywiązanie Polaków żyjących na obczyźnie do rodzimej kuchni pozostało niezmienne. Nie tylko w święta bez polskich potraw nie mogą się obejść. Wszędzie tam, gdzie osiedliły się większe skupiska Polonii, otwarto sklepy oferujące produkty sprowadzane z kraju, ale też i wyrabiane przez Polaków na miejscu, oraz lokale gastronomiczne z rodzimą kuchnią. W Londynie, który po II wojnie światowej stał się centrum polskiego wychodźstwa i gdzie było zaledwie kilka polskich restauracji z najbardziej znanymi w Ognisku Polskim oraz Dakowskiego (dla Anglików Daquise), obecnie można doliczyć się około dwudziestu. Przybywa ich także w Paryżu, Brukseli czy Berlinie. W Chicago, by zjeść coś polskiego lub kupić swojski chleb czy kiełbasę, nie trzeba już wybierać się do Jackowa (dzielnica Avondale), które do niedawna było zdominowane przez rodaków. Coraz więcej restauracji i sklepów przenosi się stamtąd do bardziej prestiżowych rejonów miasta, a liczba ich rośnie. Głównymi ich klientami są wciąż Polacy, ale zaglądają do nich przedstawiciele innych nacji.
Menu obowiązkowe. Niezależnie, w jakim zakątku świata znajdowałyby się polskie restauracje, niezmiennie króluje w nich bigos. Do schabowego, który jako wariację na temat wienner schnitzel wprowadziła do kanonu polskiej kuchni gastronomia PRL, obowiązkowo serwuje się zasmażaną kapustę, którą to jarzyną – „topniejącą jak lód w ustach” – zajadał się swego czasu Adam Mickiewicz. Oczywiście jest zupa pomidorowa, która upowszechniła się w polskiej kuchni w okresie międzywojennym, a po wojnie stała się żelazną pozycją. Jest też żurek z włościańskiej kuchni, który po wojnie na dobre wkroczył na salony.