Polacy i Niemcy to osobliwi sąsiedzi. Wprawdzie do polskich porzekadeł od dawna należy powiedzenie, że jak świat światem nie będzie Niemiec Polakowi bratem, ale książki telefoniczne w obu krajach są pełne zniemczonych polskich i spolszczonych niemieckich nazwisk. A liczba polsko-niemieckich małżeństw sięga dziś setek tysięcy. Już Mieszko I wziął sobie, po Czeszce Dąbrówce, Niemkę Odę. Dwie żony Bolesława Chrobrego – Niemki. Rycheza Mieszka II – także. Nie mówiąc już o św. Jadwidze – patronce Dolnego Śląska i żonie Henryka Brodatego. A kto bardzo chce, to może dojść do polskiego dziadka Angeli Merkel…
W polskich mądrościach ludowych Niemiec to niemowa, odmieniec, który szwargocze po swojemu i dziwnie się ubiera. To obcy i najeźdźca rozpychający się po nie swoje. Heretyk, bo jego protestancka „psia wiara” odrzuca celibat, odpusty, kult maryjny i świętych czuwających nad pejzażem i duszą. Nawet u Mickiewicza diablik to istny Niemiec, sztuczka kusa.
Ale jest też w tym polskim obrazie Niemca coś do pozazdroszczenia. Wprawdzie skąpy, butny i przemądrzały, ale zarazem akuratny, skrzętny i gospodarny. „Niemiec jak wierzba, gdzie go posadzisz, tam się przyjmie”. Zachodni sąsiad to nie tylko zagrożenie, ale i poczucie, że jakoś lepiej potrafi, bo ma solidne drogi i mosty. W ludowych porzekadłach Niemiec to także krzywe zwierciadło swojskiej niemożności i gnuśności. „Francuz zmyśli, Niemiec zrobi, Polak głupi wszystko kupi”. I niekiedy pokusa, a może by tak razem? „U Niemca ucz się rozumu, u Polaka cnoty”.