Nowa broń. Pojawienie się w XIV w. broni palnej i jej stałe doskonalenie stopniowo wywróciło do góry nogami taktykę średniowiecznych armii. Szczególnie odcisnęło się na sztuce oblężniczej i fortyfikacji. W ciągu dwóch stuleci armaty, najpierw zdatne co najwyżej do rozbicia bramy, ogołociły mury z koronkowych hurdycji – dających obrońcom osłonę drewnianych ganków na szczycie murów – by zabrać się następnie do samych murów. Gdy w 1494 r. król Francji Karol VIII wtargnął do Włoch, dysponował mobilnym parkiem ok. 40 nowoczesnych na owe czasy dział. Francuscy artylerzyści szybko zyskali sobie taką reputację, że niekiedy wystarczało im pokazać armaty, by obrońcy kapitulowali, spodziewając się skutecznego szturmu i rzezi. Zdobycie sławnej neapolitańskiej fortecy San Giovanni, która niegdyś oparła się 7-letniemu oblężeniu, zajęło im 8 godzin.
Najważniejsze były twierdze. Zachwianie równowagi między środkami natarcia i obrony prowadziło do selekcji potentatów na polu walki. Dawniej już przedsiębiorczy rycerz mógł stworzyć warownię, w której kpił sobie z wysiłków wroga, czekającego, aż obrońców zmorzy głód. Teraz najważniejszych wyróżniała zdolność do wystawienia armii z artylerią, a jedyną rękojmią przetrwania stało się posiadanie schronienia odpornego na jej ogień, zmuszającej wroga do takiego wysiłku, który kazał pytać o opłacalność oblężenia. Szczególne znaczenie miało to we Włoszech, gdzie ukształtowanie geograficzne sprzyjało utrzymywaniu się podziału na wiele rywalizujących republik i księstewek, a ważnymi graczami byli papież, cesarz, królowie Francji i Hiszpanii. Półwysep był areną licznych wewnętrznych wojen, które na skutek inwazji zewnętrznych potęg zamieniły się w niemal nieprzerwany pożar. Działania wojsk w polu zależały od wielu zmiennych; długości dnia, temperatury i pogody, zaopatrzenia, dlatego spadały one na kraj jak lawina, lecz topniały równie szybko jak śnieg.