Wieczne wędrówki. Ludzie wędrowali zawsze. Ale w zasadzie to od decyzji człowieka zależało, czy umrze w tym samym domu, w którym się urodził. Wiek XX wprowadził nową jakość – miliony ludzi bez skrupułów przesuwano jak pionki na szachownicy. Jak na ironię, czyniły to zarówno owładnięte szaleńczą ideologią totalitaryzmy, jak i – w imię mniejszego zła – demokracje.
Kongresówka i Ormianie. Na początku XX w. względnie stabilna od czasów kongresu wiedeńskiego Europa zaczęła przypominać wrzący kocioł, nieustannie podgrzewany przez nierozwiązane kwestie narodowościowe. Dążenie do homogeniczności, przy skomplikowanej mieszance narodowej w Imperiach Osmanów (i jego sukcesorach), Romanowów czy Habsburgów, musiało doprowadzić do krwawych zatargów (wojny bałkańskie 1912–13), którym towarzyszyły masowe przemieszczenia ludności. Jednak dopiero I wojna pokazała, jak olbrzymie mogą być przymusowe migracje (np. ewakuacja 1 mln mieszkańców Kongresówki w latach 1914–15) lub że możliwa jest planowa eksterminacja całego narodu. W 1915 r. władze tureckie postanowiły przesiedlić Ormian ze wschodniej Anatolii na Pustynię Syryjską. Do dziś nie wiadomo, ile było ofiar masowych egzekucji, karawan śmierci czy wegetowania na pustyni. Zapewne najmniej 800 tys., ale wymienia się także liczbę 1,5–2 mln.
Grecy i Turcy. Kraje Zachodu nie spieszyły się z interwencją. Zresztą i w nich zaczęła kiełkować idea, że gwarantem trwałego pokoju w Europie jest powstanie państw jednonarodowych, nawet za cenę przymusowych masowych przesiedleń. Laboratorium stała się jednak nie pełna nierozwiązanych konfliktów środkowowschodnia Europa, lecz grecko-tureckie peryferie. W styczniu 1923 r. na konferencji w Lozannie postanowiono o przymusowej wymianie ludności między Turcją a Grecją; z pierwszej wyjechało 1,4 mln Greków, z drugiej – 380 tys.