Proroctwo Andegawenki
Jadwiga Andegaweńska traktowała Zakon Krzyżacki wyrozumiale. Wychowana na węgierskim dworze w atmosferze kultury rycerskiej, a także przepojona religijnym zapałem, widziała w krzyżakach spełnienie rycerskich i krucjatowych idei. Wszak powołaniem zakonników było głoszenie słowa Bożego i rozprawa z poganami. Na dodatek Pomorze Gdańskie było dla niej dalekie i obce, nie przedstawiało zbyt dużej wartości. Nie czuła więc Jadwiga żadnej wrodzonej niechęci do krzyżaków.
Coś jednak pękło w 1398 r., kiedy w Inowrocławiu spotkała się z wielkim mistrzem. Omawiać mieli zagarnięcie ziemi dobrzyńskiej przez zakon. Kiedy rozmowy nie przynosiły żadnego rozwiązania, dotknięta Jadwiga złajała krzyżaków, później zaś – jak informuje średniowieczny kronikarz – „pod wpływem jakiegoś natchnienia z nieba dodała jeszcze i to, że jak długo ona żyje, powstrzyma srogą wojnę (...) ale niech wiedzą, że po jej śmierci spotkają ich z najsłuszniejszego wyroku Bożego bardzo ciężkie klęski za to, że knują spiski przeciw swoim panom, opiekunom i fundatorom (...) i że za otrzymane dobrodziejstwa, za nadane ziemie i posiadłości odwdzięczają się bezprawiem”. Zanim jednak wybuchła Jadwiga, a w 1409 r. wielka wojna, minęło wiele dziesięcioleci w miarę pokojowego współistnienia Polski i Zakonu Krzyżackiego.
Gdańsk, czyli początek konfliktu
Aż do początku XIV w. stosunki między polskimi władcami a krzyżakami układały się poprawnie. Zostali oni przecież sprowadzeni, aby bronić polskich ziem przed najazdami pogańskich Prusów i Litwinów. Z zadania tego wywiązywali się dobrze, a niekiedy piastowscy książęta nawet wspierali zbrojnie działania zakonników na ziemiach pruskich. Jak duże było zaufanie do krzyżaków, pokazuje obrona Gdańska przed najazdem Brandenburgii w latach 1307–08.