Niewiele wydarzeń zajmuje w historii Polski tak poczesne miejsce jak zwycięstwo grunwaldzkie odniesione 15 lipca 1410 r. Nie ulega wątpliwości, że przekraczało ono rozmiarami i znaczeniem wiele innych – i zwycięskich, i przegranych – polskich batalii, na ogół z biegiem lat ginących w niepamięci, a przypominanych jedynie przez podręczniki szkolne. O wiktorii grunwaldzkiej wiedzą niemal wszyscy Polacy, Litwini, jest obecna w świadomości naszych wschodnio-słowiańskich sąsiadów z Białorusi, Ukrainy, Rosji, jako bitwa pod Tannenbergiem wspominana jest w krajach niemieckich. W Polsce stanowi odwołanie do cenionych wartości: dzielności rycerskiej, walki o słuszną sprawę, męstwa, jej nazwa wiąże się z chwałą polskiego oręża.
Nie ulega wątpliwości, że bitwa stanowiła wydarzenie sprzyjające powstawaniu legendy, kształtowaniu opinii o naszej dzielności, o wielkiej, chwalebnej przeszłości. Oto rycerstwo krajów leżących na peryferiach wielkich wydarzeń, z opóźnieniem włączanych do wspólnoty cywilizacyjnej kontynentu, odnosi zwycięstwo nad doborowymi hufcami przybyszów ze „starej Europy”. Jeśliby szukać daty wyznaczającej początki awansu Polski i Litwy, tworzenia przez te państwa modelu wielonarodowej wspólnoty politycznej, do której szczególnie dziś może odwoływać się Unia Europejska, to na pewno 1410 r. może stanowić jej dobre uzasadnienie. Może mniej istotne niż data związku zawartego w Krewie w 1386 r., ale bardziej spektakularne. W wielkiej bitwie wojska „nowej Europy” odniosły zwycięstwo, jak pisał Jan Hus, „w słusznej sprawie... upokorzenia pychy waszych nieprzyjaciół, waszej czci wrogich i zawistnych”. Po wielu dziesiątkach lat doznawania upokorzeń, ponoszenia klęsk w starciach z silniejszym, lepiej zorganizowanym nieprzyjacielem, nadeszła chwila rekompensaty psychicznej, potwierdzenia przez Polaków i Litwinów swojej wartości i swego znaczenia.