Pokaźna oferta. Na szczycie Everestu stają pielęgniarki, biznesmeni, prawnicy. Jeśli jesteś zdeterminowany, a na koncie masz przynajmniej 35 tys. dol., możesz kupić opiekę agencji i przewodników. Efekt to jednak nie tylko spełnione marzenie. Również korki w drodze na Dach Świata i tony odpadów. I wciąż – mimo że Everest został ujarzmiony linami i drabinami od podstawy ściany po sam wierzchołek – giną ludzie. Oferta jest pokaźna. Everestowski biznes to potężna i skomplikowana machina. Nepalskie agencje współpracują z organizatorami ekspedycji z całego świata. Baza u stóp góry zapewnia niemalże luksusy, każdy etap podróży – od przylotu do Kathmandu po atak szczytowy – jest zorganizowany od a do z.
Trekking plus sześciotysięczniki. Najbardziej popularne są trekkingi. Nie potrzeba doświadczenia wysokogórskiego. Liczą się zdrowie, kondycja i obycie w wędrowaniu. Wędrówka dostarcza widoków na górskie olbrzymy bez potrzeby ich zdobywania. W Himalajach najbardziej popularne trasy prowadzą wokół Annapurny i do bazy pod Everestem. 10-dniowa wyprawa do Sanktuarium Annapurny (tak nazywany jest potężny kocioł lodowcowy otoczony pierścieniem kilkunastu siedmiotysięczników, z którego roztacza się również widok na Annapurnę) kosztuje ok. 7 tys. zł, wliczając w to koszty przelotu, opieki przewodnika, miejscowego transportu, noclegów i wyżywienia. Za trekking do bazy pod Mount Everestem trzeba zapłacić 8–9 tys. zł (cena nie zawiera kosztów przelotu Polska–Nepal–Polska), a cała przygoda – od wylotu z Polski do powrotu na Okęcie – trwa ok. 21 dni. Podczas kilkunastodniowej wędrówki zdobywa się wysokość ponad 5 tys. m, czyli większą niż Mont Blanc (4810 m). Przedłużając wycieczkę do bazy pod Everestem o kilka dni, można zdobyć Island Peak i w ten sposób pochwalić się wśród znajomych sześciotysięcznikiem.