W sprawach polsko-ukraińskich przestrzeń publiczna została w Polsce zawłaszczona przez informacje o tym, co dzieje się na poziomie politycznym i instytucji państwowych oraz przez nakręcanie atmosfery, jak za czasów PRL, straszakiem ukraińskiego nacjonalizmu, banderyzmu, nierozumienia polskiej wrażliwości. W tej narracji nie ma miejsca dla działań czy aktów solidarności środowisk obywatelskich po obu stronach granicy. Ale to nie znaczy, że one nie istnieją i nie są intensywne. Tradycja tej współpracy liczy już dobre ponad 30 lat, gdyż swoje początki miała jeszcze w drugiej połowie lat 80., zanim powstały niepodległa Polska i Ukraina. Środowiska obywatelskie tworzą osoby o różnych światopoglądach, wyznaniach, zawodach itd.
Większość z nich odwołuje się do dziedzictwa Jerzego Giedroycia i paryskiej „Kultury” oraz Jacka Kuronia. Po ukraińskiej stronie dla jednych ważny jest dorobek Bohdana Osadczuka, dla innych – ukraińskich dysydentów czasów ZSRR, którzy w łagrach witali powstanie polskiej Solidarności z nadzieją i dla Ukrainy. Jedną z kluczowych postaci jest od prawie dwóch dekad Myrosław Marynowycz, Galicjanin, prorektor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, wieloletni więzień sowieckich łagrów jako współtwórca Ukraińskiej Helsińskiej Grupy. On właśnie stał się w ostatnich latach życia Kuronia głównym jego partnerem w dialogu na poziomie publicznym, ukraińskim głosem sumienia. I to on znajduje się dzisiaj w centrum wielu inicjatyw i działań, w szczególności podejmowanych w zachodniej Ukrainie.
Co łączy środowiska obywatelskie? Świadomość wspólnej, bardzo złożonej, a często tragicznej przeszłości oraz wynikające z niej poczucie, że jesteśmy odpowiedzialni za tworzenie nowej jakości dla tych relacji. Przyjrzyjmy się przede wszystkim polskim środowiskom, za nie bierzemy odpowiedzialność.