Imigrant obywatelem
Stany Zjednoczone. Kraj otwarty na emigrantów
Kim jest Amerykanin? Gdy J. Hector St. John de Crèvecoeur zadawał w 1782 r. swoje słynne pytanie: „Kim zatem jest Amerykanin, ten nowy człowiek?”, w odpowiedzi stwierdzał, że jest on mieszanką angielsko-szkocko-irlandzko-francusko-holendersko-niemiecko-szwedzką – ale dodawał, że „Amerykanie byli niegdyś rozproszeni po całej Europie, a tutaj połączyli się w jeden z najdoskonalszych w historii systemów ludnościowych”.
De Crèvecoeur był jednym z najwcześniejszych zwolenników koncepcji tygla, melting pot, zgodnie z którą kolejne składniki narodowościowe miałyby się nieodwracalnie łączyć w nową całość, choć sam termin pojawił się dopiero na początku XX w. Jeszcze później sformułowano przeciwstawną koncepcję streszczającą się w pojęciu misy z sałatą, według której poszczególne elementy składowe pojęcia „Amerykanin” współistnieją obok siebie i choć wzajemnie na siebie wpływają, to zachowują zasadniczą odrębność.
W rzeczywistości obydwa te zjawiska występują równolegle, choć z różnym natężeniem. Co natomiast szczególnie istotne to fakt, że Stany Zjednoczone pozostają krajem najbardziej otwartym na imigrantów ze wszystkich nowoczesnych państw. Obywatelstwo amerykańskie uzyskuje się nie tylko z ziemi (o czym decyduje miejsce urodzenia) i z krwi (zgodnie z obywatelstwem rodzica), lecz także nader powszechnie z woli, co inne państwa traktują jako możliwość wyjątkową. W całej historii państwa od czasów pierwszych kolonii (w których, przypomnijmy, w chwili ogłoszenia niepodległości mieszkało 3,9 mln ludzi) do Ameryki przybyło na stałe ponad 50 mln osób, choć liczbę tę należy zapewne zwiększyć o ok. 20 proc. dla uwzględnienia nielegalnej imigracji ostatnich dziesięcioleci.