Siła różnorodności. Powtarzane często określenie Amerykanów jako narodu imigrantów podkreśla znaczenie wielości w kształtowaniu historii Stanów Zjednoczonych. Już pierwszy prezydent George Washington w swoim orędziu pożegnalnym, opublikowanym we wrześniu 1796 r., podkreślał rolę Ameryki jako wspólnego dobra.
Nie należy jednak zapominać, że chociaż w młodej amerykańskiej republice zamieszkiwali ludzie pochodzący z różnych zakątków świata, to część z nich znalazła się tam wbrew swojej woli, w roli niewolników. Co więcej, z obawy przed ich wystąpieniami przeciwko właścicielom w stanach Południa wprowadzono prawa odmawiające im dostępu do emigracji i kultury. Podobny los spotkał Indian północnoamerykańskich, dla których także zabrakło miejsca w kulturze nowego państwa.
Listy amerykańskiego farmera. Natomiast ci, którzy posiadali prawa obywatelskie, już w XVIII w. mogli cieszyć się udziałem w życiu społecznym i kulturalnym, niezależnie od kraju pochodzenia czy używanego języka. Dlatego wielonurtowość amerykańskiej kultury jest widoczna niemal od samego początku. Niezwykłą ilustracją takiej różnorodności jest jedno z dzieł rozpoczynających historię literatury amerykańskiej, „Listy amerykańskiego farmera”, cykl autorstwa Johna Hectora St. Johna de Crèvecoeura. Ten naturalizowany Amerykanin pochodził z Kanady i miał francuskie korzenie, a jego dzieło zostało po raz pierwszy wydane w 1782 r. w Londynie. O przynależności do amerykańskiej kultury decydowało więc nie pochodzenie, nawet nie używany język, ale raczej poczucie przynależności do nowej wspólnoty.
To zróżnicowanie amerykańskiej kultury nie powinno jednak zaskakiwać. Na przełomie XVIII i XIX w. jeszcze tak silnie się nie rozwinęła potrzeba podkreślania własnej odrębności i posiadania osobnej tożsamości.