Wejście Murdocha. Monarchia brytyjska długo cieszyła się poparciem, któremu nie mogły dorównać żadna partia polityczna, zgromadzenie religijne czy drużyna piłkarska. Media aż do drugiej połowy XX w. pokazywały ją z respektem, nawet z pewną uniżonością i konformizmem. Jeszcze w czasie kryzysu abdykacyjnego w 1936 r. wystarczyło powiedzieć słowo baronom medialnym, by prasa dała spokój amerykańskiej flamie Edwarda VIII. Słynnym magnatom prasowym – lordom Beaverbrookowi czy Northcliffe’owi – zależało na opinii Domu panującego.
Sytuacja radykalnie się zmieniła wraz ze wzlotem biznesowym koncernu prasowego Ruperta Murdocha, australijsko-amerykańskiego miliardera, który nabył wpływowe tabloidy w Wielkiej Brytanii, a później w Ameryce (m.in. telewizję Fox). Na Wyspach przejął np. w 1969 r. niedzielne wydanie tabloidu „The Sun” – „News of the World”, najlepiej sprzedający się anglojęzyczny tytuł z 3 mln nakładu (zamknięty po aferze z podsłuchami w 2011 r.). W 1981 r. kupił poważniejszy, centroprawicowy dziennik „The Times”.
Według księcia Filipa – cytowanego przez znanego brytyjskiego dziennikarza Jeremy’ego Paxmana – przyczyną złych relacji między dziennikami i rodziną królewską było nie tylko podkopanie idei szacunku i grzeczności wśród ludzi, ale przede wszystkim wejście Murdocha do Wielkiej Brytanii. „To Murdoch – wybuchnął książę w rozmowie – to nadejście telewizji, upadek prasy drukowanej, to mentalność, która kwitnie w tabloidach”.
Osoby mające dostęp do insiderskiej wiedzy o sprawach królewskich związane były kodem milczenia. „Złamanie tego kodu stanowiło najdramatyczniejszy rozwój komentarzy na temat rodziny królewskiej w ostatnich 30 latach: pojawiły się biografie skoncentrowane na brudach, oparte na nieudokumentowanych i anonimowych plotkach” – ocenił historyk z Uniwersytetu Durham Andrzej Olechnowicz.