Czy w przypadku obecnej odsłony konfliktu izraelsko-palestyńskiego ma sens pytanie, kto zaczął? Jeden z publicystów na łamach POLITYKI tak pokazał zapętlenie rachunku krzywd na jednym z wielu przykładów: w lutym 2023 r. grupa żydowskich osadników w palestyńskiej wiosce Huwara na Zachodnim Brzegu Jordanu zabiła jednego z mieszkańców, zraniła kilkudziesięciu. Dlaczego? Bo kilka godzin wcześniej w Huwarze zastrzelono dwóch Żydów z osiedla. Dlaczego? Żeby pomścić 11 Palestyńczyków zabitych cztery dni wcześniej w obławie izraelskiej armii w pobliskim Nablusie. Dlaczego była obława? Żeby schwytać trzech bojowników, którzy planowali krwawy zamach… W tym łańcuchu przyczynowo-skutkowym można się cofać do czasów, kiedy król Dawid walczył z Filistynami.
Wiemy jednak, dlaczego Hamas zaatakował Izrael akurat 7 października 2023 r. Nie dopuścił do porozumienia między Izraelem i Arabią Saudyjską w sprawie wzajemnego uznania dyplomatycznego. Miało ono być zwieńczeniem tzw. porozumień abrahamowych – serii umów dyplomatycznych Izraela ze Zjednoczonymi Emiratami, Sudanem, Bahrajnem. Byłby to triumf polityki Joe Bidena, który patronował ustabilizowaniu sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Jak się skończyła ta poważna próba pokojowa – widzimy. A czym się kończyły dwie poprzednie? Prezydent Egiptu Anwar as-Sadat w 1977 r. złożył historyczną wizytę w Jerozolimie, przemawiał w Knesecie. Rok później spotkał się z Menachemem Beginem w Camp David, gdzie podpisali traktat pokojowy. W zamian za uznanie izraelskich granic na północy i wschodzie Egipt odzyskał półwysep Synaj. Sadat dostał Pokojową Nagrodę Nobla i zginął zamordowany jako zdrajca Arabów z ręki zamachowca w 1981 r. Kolejne poważne rozmowy pokojowe prowadzili Jasir Arafat, przywódca OWP, i premier Izraela Icchak Rabin.