Fenomen Rumunii. Rumunia rodziła się długo. Jako zjednoczony naród i jego wspólne państwo zaistniała w połowie XIX w., a ostateczny kształt uzyskała dopiero w 1918 r., po pierwszej wojnie światowej, z chwilą Wielkiego Zjednoczenia. Ale powstawanie owego narodu i państwa trwało już od średniowiecza w trzech odrębnych regionach w Europie Południowo-Wschodniej – w Mołdawii, na Wołoszczyźnie i w Siedmiogrodzie – a korzenie tego procesu mają swe źródło w starożytności.
„Dlaczego Rumunia jest inna?” – pyta dziś w tytule jednej ze swych książek wybitny rumuński historyk Lucian Boia. Rumunia rzeczywiście jest inna. Kraj kultury łacińskiej na słowiańskim wschodzie Europy, w bezpośrednim sąsiedztwie Bałkanów. Jedyny kraj romański, którego religijnej tożsamości nie ukształtował rzymski katolicyzm. Jedyny kraj wschodniego prawosławnego chrześcijaństwa, którego język wywodzi się wprost z języka starożytnego Rzymu postrzeganego jako kolebka Zachodu. Kraj, którego tożsamość współkształtowały przez wieki związki ze wschodnią słowiańszczyzną, a w pewnych momentach także z Polską, potem z osmańskim Orientem, a w końcu też z zachodnią kulturą niemiecką i austrowęgierską. Lud poszukujący dla siebie przez wieki z uporem, ale w końcu z sukcesem, własnego miejsca w świecie niezbyt przyjaznym, w którym trzeba było i walczyć, i sprytnie paktować z silniejszymi sąsiadami.
Rzymska spuścizna. Owego łacińskiego ludu, który po wielu wiekach wydał z siebie naród rumuński, nigdy by nie było, gdyby nie podbój większości dzisiejszych ziem rumuńskich (wówczas trackiego państwa Geto-Daków) przez cesarza Trajana w 106 r. Rzymska kolumna Trajana, upamiętniająca to wydarzenie, jest dziś najbardziej czczonym przez Rumunów starożytnym zabytkiem.