Noc poprzedzającą budowę miałem nieprzespaną. O piątej rano byłem na miejscu, wciąż targany wątpliwościami: „Czy o niczym nie zapomnieliśmy? Czy wszyscy będą punktualnie?”. W „Gwiezdnych Wojnach” mówili: „Niech moc będzie z tobą”, ja powtarzałem sobie: „Niech pogoda będzie z nami” – opowiada Steffan Iwersen, duński architekt. Jesienią 2013 r. w Brønshøj, w Kopenhadze, własnoręcznie skręcał zaprojektowany przez siebie dom z paneli CLT. Ten system wielkoformatowych płyt z krzyżowo warstwowanego drewna był wtedy jeszcze mało znany w Danii. Steffan, budując jeden z pierwszych takich domów w kraju, przecierał szlaki. Panele przyjechały na plac budowy w dwóch ciężarówkach, gotowe do składania. W fabryce wycięto w nich otwory przeznaczone na okna, drzwi, przewody instalacyjne i komin. – Praca z CLT przypomina składanie mebli z IKEA, tyle że części składowe są o wiele większe, najdłuższa ściana naszego domu ma 14 metrów. A więc potrzebny jest dźwig. No i samemu trzeba napisać instrukcję obsługi. By teoria i praktyka nie rozjechały się, obliczenia muszą być bardzo precyzyjne. Sterowana komputerowo frezarka wycina poszczególne elementy z dokładnością do 2 mm – tłumaczy architekt.
Rozległa dzielnica domów jednorodzinnych Brønshøj przylega do terenów wypoczynkowych wokół Utterslev Mose, kopenhaskich mokradeł i stawów połączonych kanałami. Błękitne tafle zasiedlone są przez perkozy o koralowych oczach i rdzawoboczne droździki, a także czaple siwe, nurogęsi i łyski. Stare domy w Brønshøj murowano z cegły czerwonej albo żółtej, kryto dachówką, niektóre są tynkowane, jeszcze inne mają ściany szczytowe z pociemniałego drewna. Dom Steffana Iwersena, będący jednocześnie siedzibą jego pracowni Einrum, choć zupełnie od sąsiednich inny, nie rzuca się w oczy.