W dwóch dużych gablotach poznańskiego apartamentu Państwa Anny i Andrzeja Kareńskich-Tschurl udało się wyeksponować 360 sztuk. Kolekcjoner nie ma zgody na umieszczenie trzeciego regału: – Żona protestuje przeciw zmianie funkcji mieszkalnej na muzealną. Już teraz odwiedzający nas znajomi starają się zachować bezpieczny dystans wobec zbiorów... A ja uważam, że właśnie one dodały charakteru i klimatu wnętrzom w kamienicy.
Inspirujący prezent
To było jakieś pięć lat temu. Z okazji urodzin Anna podarowała Andrzejowi filiżankę Rosenthala o rzadko spotykanej dekoracji pâte-sur-pâte (malowanej płynną porcelaną – przyp. red.). Wypatrzyli ją razem podczas wernisażu w jednej z poznańskich galerii sztuki połączonej z antykwariatem. – Kilka razy podczas imprezy wracałem przed witrynę, w której stała – wspomina Kareński-Tschurl – Nie uszło to uwadze żony. Kupiła filiżankę w tajemnicy przede mną! Kilka dni później czułem wielką radość, trzymając ją w dłoniach. Wtedy też zaświtała mi myśl, że wspaniale byłoby mieć własną kolekcję filiżanek do mokki, pochodzących wyłącznie z manufaktury Rosenthal, reprezentujących różne okresy jej działalności, rozmaite style, formy, techniki.
W trakcie poszukiwań spotykał jednak tak ciekawe egzemplarze innych firm, że postanowił rozszerzyć zainteresowania o modele rodem z różnych niemieckich manufaktur. Zadanie dość ambitne, jeśli zważyć na fakt, że na przestrzeni 300 lat istniało przynajmniej 100 dobrych zakładów... Ale co tam setka, skoro obecnie Andrzej Kareński-Tschurl uzupełnia zbiory o obiekty także z innych krajów: Danii, Włoch, Austrii, Węgier, Szwecji, Anglii oraz Francji. Absorbująca pasja przekłada się na przyjemności: każdego dnia roku kolekcjoner może popijać espresso z innego ciekawego eksponatu.
La maladie de porcelaine
Pasja kolekcjonerska jest jak choroba, swego rodzaju uzależnienie: – Kiedy w podróży przybywam do miasta, w którym jeszcze nie byłem, najpierw pytam o pchli targ albo o uliczkę z antykwariatami. Wracając do dobrze mi znanych miejsc, nie mogę oprzeć się pokusie zajrzenia tam, gdzie już kiedyś nabyłem coś do kolekcji. Jej powiększanie to jednak nie tylko pomnażanie stanu posiadania, a przede wszystkim poszerzanie wiedzy o historii sztuki użytkowej. Jest w tych działaniach także element tęsknoty za światem, którego już nie ma. Wiele znanych manufaktur porcelany już nie istnieje, a pozostały po nich kruche przedmioty – trochę wbrew logice, bo rozsypały się fabryczne mury, a przetrwała delikatna materia.
Jedną z najbardziej intrygujących filiżanek „Capodimonte” – Andrzej Kareński-Tschurl wypatrzył w maleńkim antykwariacie we włoskim Bari.
Był po brzegi pełen przedmiotów z różnych epok i bajek. Usytuowany w trudno dostępnym zaułku, niewielki, słabo oświetlony sklep prowadził człowiek w bardzo podeszłym wieku: – Ten staruszek ożywiał się przy każdym moim pytaniu i wyraźnie ubywało mu lat, gdy opowiadał o swoich perełkach. Odniosłem wrażenie, że wcale niełatwo mu było dzielić się czymkolwiek przy okazji sprzedaży i teraz absolutnie to rozumiem.
Kareński-Tschurl nie wyobraża sobie, że mógłby się rozstać z dumą swej kolekcji – filiżanką z monachijskiej manufaktury Nymphenburg. Pochodzi ona z królewskiego zestawu bawarskiego dworu. Produkcja tego wzoru nie była przeznaczona do sprzedaży, zarezerwowano ją wyłącznie dla pałacu o tej samej nazwie.
Dla wybranych
Czy każdy może być kolekcjonerem? – Nie polecałbym tego osobie, która nie odczuwa frajdy, polując na okazje ani nie fascynuje się tematyką zbiorów. To trochę tak jak z myśliwymi. Sama kalkulacja ewentualnego zysku, nierzadko złudnego, nie wystarczy – mówi Kareński-Tschurl.
Choć w przypadku porcelany zysk jest wpisany w kolekcjonowanie, bo przecież nie przybędzie tej dawnej, a wręcz przeciwnie, na pewno będzie jej ubywać. Poza tym jeśli porównamy to hobby z kolekcjonowaniem malarstwa, rzeźby czy starej biżuterii, to okaże się niezbyt kosztowne. Dodatkowy plus to dostępność eksponatów, bo niemalże w każdym antykwariacie znaleźć można filiżanki do mokki. Oczywiście, potrzeba wprawy i doświadczenia, aby w masie dość przeciętnych wyrobów bawarskich zakładów wyłowić ciekawe egzemplarze manufaktur już nieistniejących. Ułatwieniem w ocenie porcelany jest obszerność fachowej literatury i katalogów sygnatur. Nie istnieje zbyt wielkie ryzyko nabycia falsyfikatów i tzw. podróbek. – Tym niemniej radzę uważać podczas aukcji i licytacji – przestrzega Kareński-Tschurl. – Presja czasu i rywalizacja są złymi doradcami. Istnieje ryzyko, że wylicytowana cena nie będzie adekwatna do faktycznej wartości okazu.
Bogata kolekcja Andrzeja Kareńskiego-Tschurla stanowi ciekawą ozdobę wnętrza. Panuje w niej harmonia. Zbiory intrygują i nieodmiennie bywają zaproszeniem do rozmowy z odwiedzającymi dom gośćmi. Co oprócz determinacji kolekcjonera zdecydowało o powodzeniu tego przedsięwzięcia? – Fakt, że na starcie narzuciłem sobie założenia. Celem była kolekcja filiżanek do mokki z „twardej” porcelany. Wykluczyłem więc eksponaty z innych materiałów, jak szkło czy srebro, a nawet z pokrewnego porcelanie fajansu. Dzięki temu uniknąłem chaosu.