Nasz wybór nie pokrywa się z najbardziej medialnymi wydarzeniami ani z głośnymi cenowymi rekordami padającymi na aukcjach. Świadomie pominęliśmy też modne, narracyjne płótna. Inaczej dorzucilibyśmy choćby wystawę Jana Eustachego Wolskiego w warszawskim Piktogramie. Kierowały nami inne, bardziej subiektywne kryteria: szukaliśmy wystaw, które na nas po prostu działały – wzbudzały zachwyt, wzruszały, wkurzały, inspirowały.
Przedstawiamy klasyków, ale także artystów, którzy dopiero dobrze się zapowiadają. W rankingu nie brakuje wystaw boleśnie aktualnych, przestrzegających przed wszelkimi przejawami nienawiści i wykluczania. Również takich, które stały się aktualne w obliczu brutalnej agresji rosyjskiej na Ukrainę lub, już po fakcie, świadomie podejmowały temat wojny. Kilka prezentacji dotyczy lęku, utraty i pamięci. Żelaznych tematów Europy Wschodniej.
Można zażartować, gdyby nie było to tragiczne, że nie uporaliśmy się jeszcze z traumami nazizmu, komunizmu, transformacji, a mamy nowe – związane z kryzysem finansowym i energetycznym, niezrównoważonym rozwojem, widmem katastrofy klimatycznej, gwałtownymi przemianami społecznymi i kulturowymi. Jest ich tyle, że ekonomista Adam Tooze mówi o polikryzysie. Znów musimy się mierzyć z niepewną przyszłością. Na szczęście – mamy sztukę.
1. Teresa Pągowska, Spectra Art Space, Warszawa. Swoje prace komponowała i malowała zamaszyście, lekko. Sylwetki, głównie kobiet, pozbawiała szczegółów, a kolor stosowała z bezkonkurencyjnym wyczuciem i precyzją. Ekspozycję – homage dla wielkiej malarki – zorganizowano w rocznicę słynnej wystawy „Fifteen Polish Painters” w MoMA w 1961 r., w której brała udział 35-letnia wówczas Pągowska.
2.