U podnóża Góry Przemysła w Poznaniu biegnie skośny trawers. Stoi przy nim zaledwie kilka kamienic. Jedną z nich, ponad stuletnią, zbudowano na planie trójkąta. Mieszkania odwzorowują rzut budynku. Trójkątne są też ozdoby, które można dostrzec na frezowanych słupkach ram okiennych, jakby stolarz bawił się w geometryczne łamigłówki. I trawers, i kamieniczka wyłamują się z obowiązującej konwencji. Na rycinie pochodzącej z Civitates Orbis Terrarum, atlasu miast świata z 1618 r., poznańska Starówka pocięta jest ulicami tak równo, jakby przeszła przez szatkownicę do frytek. Żadna krzywa uliczka nie psuje regularnych podziałów miasta na kwartały, co w pewnym stopniu udało się zachować do dziś. Jednym z wyjątków jest właśnie skośny trawers, drugim – kamienica na planie trójkąta.
Prawie trójkątny był też plan mieszkania na I piętrze, które pracownia Mikołaja Wierszyłłowskiego zaadaptowała na udomowione biuro. Praca tam polegała również na „balansowaniu między konwencjami”, jak to ujmuje architekt. – To kameralna kamienica. Eklektyczna, ale o skromnej formie zewnętrznej i takim też wystroju wewnątrz. Powstała na przełomie XIX i XX w., jednak zupełnie nie należy do grona wytwornych, mieszczańskich siedzib z tej epoki. Na każdym piętrze jest tylko jedno mieszkanie, a elewację ozdobiono oszczędnie: secesyjne motywy akcentują główne wejście, wyprofilowano gzymsy i ramy okien – opowiada.
Przygotowując scenariusz dla przyszłej biurowej przestrzeni, jako najemców właściciel widział kancelarie prawne, firmy doradcze, które z reguły swoją tożsamość wizualną opierają na konserwatywnych filarach. Nie chciał więc wnętrza nowoczesnego, raczej coś na wzór angielskiego gabinetu. Oznaczałoby to ściany pokryte drewnianymi okładzinami, może nawet sufit kasetonowy czy kilka pilastrów, dla dodania antycznego rodowodu.