Inflacja, spowolnienie gospodarcze, problemy z dostępnością gazu, węgla, prądu to hasła odmieniane przez wszystkie przypadki tak w mediach, jak i prywatnych rozmowach. A przecież polska gospodarka od zawsze zmagała się z następującymi po sobie dramatami ekonomicznymi. Jako społeczeństwo powinniśmy być do nich przyzwyczajeni, może nawet na nie uodpornieni.
Na kryzysy część z nas reaguje biernie. Inni idą pod prąd, szukają nowego spojrzenia na rzeczywistość. Rynek tworzą ludzie, nie dane ekonomiczne. Miliony mikrodecyzji, podejmowanych co dzień w gospodarstwach domowych, mają wpływ na gospodarkę kraju. Istnieje ścisła zależność między nastawieniem społeczeństwa a stanem tej gospodarki.
Podejmując decyzje, często spoglądamy na innych, sugerujemy się ich postawą, wybieramy już sprawdzoną drogę. W obliczu zagrożenia wolimy przyjąć postawę wyczekującą. Właśnie takie zachowania obserwujemy obecnie na rynku nieruchomości. Liczba udzielonych we wrześniu 2022 r. kredytów hipotecznych, w porównaniu z wrześniem 2021 r., spadła o 70,6%.
A w odpowiedzi na katastroficzne wizje potrzebne jest odmienne spojrzenie na rynek nieruchomości, dostrzeżenie szans, które się na nim pojawiają. Jedną z nich jest możliwość wykorzystania potężnej luki, która zaistniała na rynku najmu i szacowana jest na 1,5–2 mln jednostek mieszkaniowych. To prawdziwa rewolucja, która jest efektem nagłego spadku zdolności kredytowej Polaków oraz wojny w Ukrainie. W gwałtowny sposób zmieniły się relacje popytu i podaży, a ceny najmu wzrosły średnio o 25%. Zakup mieszkania jest więc znakomitym sposobem na uzyskanie dochodu, bo obecnie mieszkania wynajmują się od ręki. Inwestycja na rynku nieruchomości to także jeden z niewielu sposobów na uchronienie oszczędności przed inflacją. Takiego bezpieczeństwa nie da nam żadna lokata ani fundusz inwestycyjny.