Dzisiaj, żeby przeżyć w tych górach, nocuje się turystów, chodzi do lasu kłusować albo po prostu bierze drewno i rzeźbi. W Bieszczadach co drugi to artysta.
Do wypałów trafiali różni: kryminaliści, pijaczkowie, uciekinierzy od żon i cywilizacji, melancholijni romantycy. Jako smolarze obrośli w legendy. Wypalany przez nich bieszczadzki węgiel drzewny wędruje za granicę elegancko zapakowany w papierowe worki. Popyt wzmogła moda na grille. Ale wraz z nią przyszedł koniec legendy smolarzy.
Krzysztof Bross pierwszy raz przyjechał w Bieszczady polować na wilki. Ale tak naprawdę w nosie miał wilki, chciał się przespać z cudzą dziewczyną w hotelowym pokoju.