40 lat temu zmarł śmiercią samobójczą Edward Stachura. Idol, legenda, mit. Oprócz życzliwych sobie krytyków i doceniających talent czytelników miał rzesze wyznawców. Choć sam nie utożsamiał się z żadnym pokoleniem literackim, stał się de facto pisarzem pokoleniowym – przede wszystkim dla owych wyznawców.
„Siekierezada albo zima leśnych ludzi” to nie tylko powieść, do której się wraca, ale też dzieło skupiające w sobie najlepsze cechy całego dorobku literackiego Edwarda Stachury.
Swego czasu stał się idolem i do dziś rozbudza namiętności wśród czytelników. Spośród wielu młodo zmarłych literackich straceńców i nadwrażliwców może jeszcze Halina Poświatowska wywołuje czytelnicze emocje. Blednie za to mit Edwarda Stachury, mało kto wraca do wierszy Andrzeja Bursy czy prozy Marka Hłaski. Dlaczego jedne literackie legendy trwają, inne zdają się rozwiewać?
24 lipca minęło 20 lat od śmierci Edwarda Stachury. To chyba ostatni pisarz polski, który stał się obiektem żywiołowego kultu na skalę niemal masową. Był prawdziwie modny jeszcze za życia, a legenda budowana pośmiertnie uczyniła go patronem wrażliwców, gitarowych poetów, wagabundów i hipisów. Gitara, chlebak i droga, poezja w sercu i wszędzie, gdzie się bywa - oto podstawowe składniki mitu, który powstał, bo był potrzebny.