Pożegnalny wywiad Włodzimierza Cimoszewicza. Senator ostrzega: Polska jest w niebezpieczeństwie
Janina Paradowska: – Przed wyborami prezydenckimi mówił pan, że nie weźmie udziału w pierwszej turze, bo nie ma kandydata, którego może poprzeć z przekonaniem i że w istocie nic się nie zdarzy. I proszę, tak wiele się zdarzyło. Pomylił się pan.
Włodzimierz Cimoszewicz: – Nie pomyliłem się. Mój udział w pierwszej turze niczego by nie zmienił.
Ale nie wyczuł pan klimatu, że coś się szykuje.
Jedno było pewne – że pierwsza tura nie przyniesie rozstrzygnięcia. W przeciwieństwie do sytuacji z 2010 roku, kiedy rozstrzygnięcie w pierwszej turze było możliwe i kiedy Komorowskiego poparłem. Miała o to do mnie pretensje lewica, a ja uważałem, że to lewica błądzi, zachowuje się szkodliwie. Uważam jednak, że każdy z nas w sytuacji, która nie jest krańcowa, ma prawo wyrazić swój sprzeciw wobec sposobu, w jaki kandydaci zabiegają o nasze poparcie. Żadnemu kandydatowi nic się z automatu, z urzędu nie należy.
W moim przekonaniu Bronisław Komorowski prowadził od początku kampanię fatalnie. Pamiętam jego wywiad z Moniką Olejnik, podczas którego na pytanie o debatę zareagował gniewnie i agresywnie, czuł się wręcz urażony. Pytany o największe osiągnięcia prezydentury, bardzo spontanicznie odpowiedział, że przecież odbył więcej podróży zagranicznych niż Kwaśniewski. To była katastrofa. Widać było, że nie jest przygotowany do tych wyborów, do kampanii, nawet nie ma swojej narracji, swojej opowieści o własnej prezydenturze. W takich okolicznościach nie widziałem powodu, by demonstracyjnie udzielać mu poparcia. Zapowiedziałem, że zagłosuję na niego w drugiej turze. I tak też zrobiłem.
Czy to, co stało się w wyborach prezydenckich – wybór Andrzeja Dudy, wynik Kukiza – jest niebezpieczne dla Polski?