Mydło na dziesiątki lat przesłoniło wszystko. Nikt nie przyglądał się Rudolfowi Marii Spannerowi bliżej. Potwór to potwór. Obraz, jaki Zofia Nałkowska stworzyła swym opowiadaniem ze zbioru „Medaliony”, miał i ma ogromną siłę rażenia. W 2000 r. spróbował go zakwestionować Tadeusz Skutnik artykułami „Oskarżenie profesora Spannera” i „Obrona profesora Spannera”. Autor wcielił się w rolę adwokata anatoma. Uznał, że to, co w maju 1945 r. oglądali członkowie Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich, w tym autorka „Medalionów”, w budyneczku Instytutu Anatomii Akademii Medycznej w Gdańsku, było zwykłym maceratorium, gdzie przez gotowanie w ługu oddzielano tkanki mięsne od kości. Z tych kości wytwarzano szkielety używane jako pomoc w edukacji przyszłych lekarzy. A przy okazji w reakcji z ługiem tłuszcz dawał coś, co przypominało mydło. „Jakkolwiek proces maceracji ludzkich zwłok (…) dla sporządzania szkieletów – pisał Skutnik – może wydać się odrażający, to jednak od wieków nie był uważany i nie jest obecnie – za naganny”. Autor oskarżył powojenne władze PRL i ZSRR „o sfabrykowanie w Gdańsku »fabryki mydła« z ludzkich szczątków dla doraźnych celów politycznych”.
Artykuły miały posmak prowokacji. Zaraz też Związek Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku zwrócił się o zbadanie sprawy „rzekomego istnienia fabryki produkującej mydło ze zwłok”. W rezultacie w 2002 r. prokurator Piotr Niesyn z IPN wznowił zawieszone niegdyś śledztwo byłej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku. Wraz z nim nad sprawą pracowała Monika Tomkiewicz, germanistka i historyk. Już po zakończeniu śledztwa Monika Tomkiewicz odwiedziła Koblencję, gdzie Spanner się urodził, i Kolonię, gdzie pracował i zmarł.