Maria Dąbrowska dwukrotnie odniosła niebywały sukces. Po raz pierwszy, gdy w 1932 r. ukazały się dwa pierwsze tomy „Nocy i dni”, natychmiast uhonorowane nagrodą państwową, która dobrze oddawała powszechny entuzjazm odbiorców dzieła. Po raz drugi pół wieku później, gdy w 1988 r., wiele lat po śmierci pisarki, ukazał się w wydawnictwie Czytelnik pięciotomowy wybór „Dzienników”. W nakładzie 50 tys. egz., który błyskawicznie, mimo dość wysokiej ceny, zniknął z półek księgarskich.
Wybór ten, jeszcze pod rządami cenzury, przygotował prof. Tadeusz Drewnowski i przez 16 lat wraz z wydawnictwem Czytelnik walczył o jego opublikowanie. Kolejne, rozszerzone edycje „Dzienników” ukazały się już w wolnej Polsce i również były rozchwytywane. Wciąż jednak były to wybory, co wynikało z testamentu Marii Dąbrowskiej, który dopuszczał wydanie całości „Dzienników” dopiero 40 lat po śmierci autorki. Ten termin minął w 2005 r., lecz trzeba było jeszcze czterech lat, by zgromadzić środki na druk. Wreszcie Polska Akademia Nauk wydała w 13 tomach dużego formatu, przygotowaną pod kierunkiem Tadeusza Drewnowskiego, pierwszą pełną edycję „Dzienników 1914–1965” Marii Dąbrowskiej. Łącznie 2856 stron tekstu. Pozbawiona jest ona opracowania edytorskiego, bo przedłużałoby to publikację jeszcze o lata.
Wydawnictwo bazuje na rękopisach, a tam, gdzie Dąbrowska dokonywała kolejnych redakcji tekstu, na ostatecznej wersji maszynopisu. Autorka – co wynika z zapisków w „Dziennikach” – intensywnie nad nimi pracowała, przepisując je na maszynie, usuwając lub zmieniając fragmenty. Analiza tych opuszczeń i zmian to wdzięczne zadanie dla badaczy. Dotychczasowe wydania objęły zaledwie 46 proc. tekstu.
Maria Dąbrowska miała świadomość, że tworzy dzieło literackie, które kiedyś zostanie opublikowane. Myśl taka nie zawsze towarzyszy zapiskom. Są dzienniki prowadzone jako pomoc w działalności publicznej. Ich autorzy notują rozmowy, konferencje, spotkania, by w razie potrzeby sięgnąć do notatek i przypomnieć sobie zajmowane stanowiska. Takie diariusze, nieocenione dla historyka, prowadzili np. w okresie międzywojennym wiceminister spraw zagranicznych Jan Szembek oraz premier i marszałek Sejmu Kazimierz Świtalski. W ostatnich latach wydarzeniem było opublikowanie w 10 tomach dzienników Mieczysława F. Rakowskiego. Prowadził zapiski dość systematycznie i – jak twierdził – przed publikacją usunął z tekstu tylko liczne wulgaryzmy, nie ingerując w formułowane oceny.
Ten typ diariusza dostarcza wielu informacji skrywanych przed opinią publiczną. W systemach niedemokratycznych bywa to jedyne źródło wiedzy o wydarzeniach. Przykładem może być niepublikowany, lecz dostępny historykom diariusz rotmistrza Aleksandra Hrynkiewicza, który w połowie stycznia 1935 r. został adiutantem marszałka Piłsudskiego w Belwederze. Dziennik jest wstrząsającym zapisem postępującej śmiertelnej choroby Marszałka, jego zachowań i psychicznych reakcji. Opis tych ostatnich miesięcy znajduje się również w pamiętniku innego adiutanta, Mieczysława Lepeckiego. Przygotowany do druku w 1939 r. (ukazał się dopiero w 1987 r.) miał utrwalić legendę Piłsudskiego, świadomie więc pomijał wszystko, co do legendy tej nie pasowało.
W pewnym sensie diariusz podobny jest do listów wysyłanych do najbardziej zaufanych osób. Może wpaść w niepowołane ręce. Tego właśnie obawiała się Maria Dąbrowska, zdając sobie sprawę, że może to zaszkodzić nie tylko jej, lecz przede wszystkim opisywanym ludziom. Właśnie dlatego czas wojny zapisany jest tak lakonicznie i w jakimś sensie bezosobowo. Również w dziennikach powojennych wyraźnie widoczna jest autocenzura.
„Dzienniki” Marii Dąbrowskiej dostarczają wielu informacji o jej życiu intymnym. O miłościach i związkach, w tym również z kobietami. Ta emocjonalna sfera życia była dla niej niezwykle ważna i miała znaczny wpływ na jej twórczość. Były to często doświadczenia bolesne, przynoszące w rezultacie cierpienia. Trwający przez dwa ostatnie dziesięciolecia jej życia związek z Anną Kowalską jest wstrząsającą i fascynującą opowieścią, pozbawioną modnych dziś naturalistycznych opisów.
W 2008 r. ukazały się, przygotowane przez Pawła Kądzielę i poprzedzone piękną przedmową Julii Hartwig, „Dzienniki 1927–1969” Anny Kowalskiej. Należy je czytać razem z dziennikami Marii Dąbrowskiej. To bowiem wyjątkowa sytuacja istnienia dwóch diariuszy bliskich sobie osób. To trochę tak, jakbyśmy się znaleźli w gabinecie luster i oglądali to samo w różnych odbiciach.
Maria Dąbrowska była dobrze przygotowana do pisania dzienników. Dużo czytała i to, poza polskim, w czterech językach, miała szczęście do poznawania intelektualnych znakomitości. Czerpała z tych znajomości, przyjaźni i miłości pełnymi garściami. Miała wyrazisty system wartości, ale i dużo wyrozumiałości. Bywa, że jej oceny są emocjonalne, czasami krzywdzące. Na ogół jednak unika barw kontrastowych, czarno-białego widzenia rzeczywistości. To raczej różne odcienie szarości.
Maria Dąbrowska, Dzienniki. 1914–1965, pierwsze pełne wydanie w 13 tomach (bez opracowania edytorskiego) pod kier. prof. dr. hab. Tadeusza Drewnowskiego, PAN, Wydział I Nauk Społecznych, Komitet Nauk o Literaturze, Warszawa 2009