Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Fragment książki "Jerzy Giedroyc"

materiały prasowe


10. Z FALI NA FALĘ
Rewizjoniści boczyli się na „Kulturę”, gdyż trudno im było rozstać się z własną wizją komunizmu. Tak mówił Herling-Grudziński w 1994 roku. „Baczko, Kołakowski, Pomian mieli wyraźnie zahamowania. Byli bardzo nastroszeni. Pamiętam rozmowy, gdzie ja stawałem się oskarżonym...”
Do spotkania Leszka Kołakowskiego z Giedroyciem doszło już w 1956 roku. Niedługo potem redaktor stwierdził w liście do Mieroszewskiego, że „urabia” filozofa, ten zaś „ze zrozumiałym ociąganiem się i wewnętrznymi oporami idzie w naszym kierunku”. Ale dwa lata po Październiku korespondencja z Kołakowskim zamarła. Pierwszy tekst w „Kulturze” filozof opublikował dopiero w 1970 roku pod pseudonimem i za pośrednictwem Czesława Miłosza.

Giedroyc odnowił ich kontakt w styczniu 1971 roku. Ogłoszony w „Kulturze” parę miesięcy później esej polityczny Kołakowskiego Tezy o nadziei i beznadziejności stał się jednym z podstawowych tekstów rodzącej się opozycji - Czym była dla pana „Kultura” w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych? – pytam Krzysztofa Pomiana.

- Niczym. - Po chwili dodaje: - Po 1956 roku jedną z wielu lektur... Nawet w okresie, kiedy już nie miałem żadnych sympatii do PRL-u, nie uważałem, że to jest moje środowisko. Pomian nie szukał kontaktu z Giedroyciem, gdy w 1973 roku znalazł się na emigracji w Paryżu. Poznał go dopiero trzy lata później. Stał się stopniowo jednym z jego najbliższych współpracowników. W 1987 roku napisał, że przyszedł do „Kultury” „trochę tak, jak przychodzi się po długim błądzeniu do znalezionego wreszcie domu”. W latach 90. opracował wspomnienia redaktora Autobiografia na cztery ręce.

Reklama