Sceny z życia i po śmierci
40. rocznica śmierci księdza Jerzego Popiełuszki
Ks. Jerzy Popiełuszko we wspomnieniach Danuty Szaflarskiej, wielkiej polskiej aktorki
Sąd. Księdza Jerzego poznałam niebawem po wprowadzeniu stanu wojennego. 28 grudnia 1981 r. zostałam wydelegowana przez Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom do obserwowania procesów aresztowanych robotników Ursusa i Huty Warszawa. W sądzie usiadł obok mnie młody, drobnej postury człowiek w dżinsach. – Jestem ksiądz Popiełuszko – przedstawił mi się w przerwie rozprawy. – No, to trudno – pomyślałam z niezadowoleniem, bo nie lubiłam księży. – Może pójdziemy na kawę? – zaproponował i uśmiechnął się łagodnie. – O, dobry jest! – zanotowałam w pamięci. Okazał się bardzo sympatyczny. Od tej pory już zawsze podczas rozpraw siedzieliśmy obok siebie, a kawa stała się naszym nieodłącznym rytuałem.
Kościół. Któregoś styczniowego dnia powiedział: – W kościele odprawiam mszę za ojczyznę. Czy może pani na niej przeczytać wiersz? – Ale wyłącznie w formie politycznego protestu. Od 40 lat jestem niewierząca – zaznaczyłam. – To nie szkodzi – ocenił. No więc przeczytałam. Potem deklamowałam jeszcze na mszy z okazji święta 3 Maja. Od tego czasu widywaliśmy się właściwie codziennie. Obserwowałam, jak ten pochodzący z maleńkiej wioski człowiek błyskawicznie się rozwija. Pełen życzliwości i miłości dla każdego. I ciągle taki roześmiany! Uwielbiał dowcipkować, jeździć na rowerze. Wypijał litry kawy. Nie miał za to czasu jeść.
Mieszkał przy kościele, w niewielkim pokoju podzielonym szafą na dwie części. W jednej mieściła się jego sypialnia, druga służyła do spotkań ze znajomymi. Z braku spiżarki półka na żywność znajdowała się w ubikacji.