Co się działo w Warszawie w poniedziałek 11 listopada 1918 r.? Maria Dąbrowska w swych dziennikach notuje pod tą datą: „W nocy była strzelanina. Rano od wczesnej godziny rozbrajanie oficerów niemieckich na wszystkich rogach ulic. Przez cały dzień na ulicach tłumy. Ruch tramwajowy normalny. Wszędzie samochody z naszymi żołnierzami. Piłsudski rozczarował mnie. Witany przez tłum, powiedział z balkonu, że jest chory na gardło. Cóż to w takiej chwili, w takiej chwili, może kogo obchodzić. Polscy żołnierze chodzą z biało-amarantowymi kokardami u czapek. W tym wszystkim wstaje Polska. I nikt nie widzi, jak jest piękna. Nikt nie spostrzega w tym zgiełku”.
Koniec koszmaru
Piłsudski przybył do Warszawy zwolniony przez Niemców z twierdzy w Magdeburgu. Wieczorem 11 listopada Rada Regencyjna, działająca w okupowanym przez Niemcy i Austro-Węgry zaborze rosyjskim, złożona z dostojników Polaków, przekazała mu władzę naczelnika tworzącego się wojska polskiego. Był to krok ku odrodzeniu polskiej państwowości, ważny, ale niedecydujący. Polacy walczyli w wielkiej wojnie 1914–18 r. w armiach trzech cesarstw: niemieckiego, austro-węgierskiego i rosyjskiego. Byli bowiem poddanymi trzech cesarzy władających ziemiami dawnej Rzeczpospolitej, wcielonymi do ich imperiów w wyniku jej upadku w XVIII w. Musieli walczyć przeciw sobie, a zarazem dzielili straszne doświadczenie żołnierzy walczących na innych frontach tej wojny, która – jak obiecywali politycy – miała być ostatnią w historii.
Przeciwko sobie stanęły sprzymierzone potęgi – brytyjska, francuska, rosyjska z jednej, a z drugiej – mocarstwa zwane centralnymi: Niemcy i Austro-Węgry, do których dołączyło imperium osmańskie. W wojnie brały też udział państwa mniejsze, jak Rumunia i Serbia po stronie sprzymierzonych i Bułgaria po stronie mocarstw centralnych.