Jesienią 1920 r. Stanisław Swianiewicz służył w Litewsko-Białoruskiej Dywizji Wojska Polskiego. W październiku jednostka ruszyła na Wilno będące w rękach Litwinów. Po drodze wywiązała się walka, były ofiary. Profesor wspominał, jak podeszli z kolegą do rannego wroga: „Gdy usiłowaliśmy go podnieść, wyjęczał: O Jezu! To zrobiło na nas straszne wrażenie. Do tej pory byliśmy w walce z bolszewikami… A tutaj walka bratobójcza. Mój przyjaciel, który za bitwę pod Warszawą dostał Virtuti Militari, powiedział mi wtedy: Wiesz, ja przechodzę na stronę Litwinów, ja jestem Litwinem”.
Takich wypadków było w tej dziwnej wojnie dużo, bo we wrogich obozach stanęli znajomi i krewni. Było tak na froncie, było w elitach, było i na szczytach władzy.
Przeciw polskim wpływom
Jednym z owoców europejskiego romantyzmu było dowartościowanie kultury ludowej. Zapoczątkowało to przeobrażanie się ludów w narody, a w konsekwencji doprowadziło do powstania koncepcji państwa narodowego. Idee te dotarły na Litwę stosunkowo późno, bo dopiero w ostatniej ćwierci XIX w., zastając narodowy ruch litewski w trudnym położeniu. Terytorium całej historycznej Litwy wchodziło w skład Rosji. Szkolnictwo w języku litewskim nie istniało, obowiązywał zakaz druku czcionkami łacińskimi oraz sprzedaży ziemi katolikom. Książki litewskie przemycano z Prus Wschodnich, gdzie również mieszkała pewna liczba Litwinów. Oni z kolei poddani byli naciskowi germanizacyjnemu, a jako luteranie nie czuli specjalnej solidarności z katolickimi pobratymcami zza Niemna.
Jednak największym wyzwaniem dla ruchu odrodzeniowego była polonizacja. Kilkusetletni alians polityczny Obojga Narodów, a potem wspólnota religii i walki z zaborcą przywiodły do językowego i obyczajowego zbliżenia Litwy do Polski. Dotyczyło to w szczególności elit. Praktycznie cała katolicka szlachta i mieszczaństwo na Litwie mówiły w domu po polsku, a za ich przykładem podążali chłopi. Określenie Litwin przestało być desygnatem przynależności etnicznej. Za Litwinów podawali się przecież Kościuszko, Mickiewicz, Piłsudski. Sama Litwa uważana zaś była za jedną z polskich dzielnic, jak Pomorze czy Mazowsze.
W tej sytuacji liderzy narodowców zwrócili się ku językowi jako ostatniemu bastionowi tożsamości. Wywodzili się oni często z zamożnych rodzin chłopskich, a litewski był ich językiem ojczystym. Działacze tego środowiska oceniali związek z Polską jako okres kulturowego i politycznego upośledzenia ich ojczyzny, głosząc, że Litwa odrodzi się tylko wtedy, gdy uwolni się od polskich wpływów.
Postawy litewskich Polaków, czy jak kto woli spolonizowanych Litwinów, wobec tego zjawiska były bardzo różne. Z jednej strony pielęgnowali oni poczucie odrębności od „koroniarzy”, nierzadko władali też „językiem ludu”, ale np. wokół Wilna większość z nich nie wyobrażała sobie, by Litwa mogła istnieć samodzielnie. Im dalej jednak na północ, na Żmudzi, stosunek tych sfer do litwomanii (jak pogardliwie nazywano ruch odrodzeniowy) był coraz przychylniejszy.
Szansa na spełnienie aspiracji niepodległościowych, jaka pojawiła się w wyniku rozpadu Cesarstwa Rosyjskiego, doprowadziła do konfrontacji obu nacji, które równolegle odbudowywały swą państwowość. Za Litwinami stały racje dziejowe, za Polakami kulturowe. Przykładem był spór o Wilno, które było historyczną stolicą Litwy, ale w którym po litewsku mówiło zaledwie 2 proc. mieszkańców. W latach 1918–20 miasto kilkakrotnie przechodziło z rąk do rąk. Bolszewicy, ustępujący przed armią polską po bitwie warszawskiej, przekazali je Litwinom. Piłsudski próbował układać się z nimi, ale gdy nie przynosiło to spodziewanego efektu, sfingował bunt swej dywizji litewsko-białoruskiej i Wilno zajął.
Litwomanki z dobrych domów
Posunięcie to było Litwinom poniekąd na rękę. Przytłaczająco nielitewska Wileńszczyzna byłaby dla młodego państwa litewskiego nie do przełknięcia. Zbrojne zagarnięcie Wilna potraktowano też jako pretekst do zerwania stosunków z Warszawą (nawiązanych na nowo dopiero w 1938 r.) oraz bezprzykładnej rozprawy z kulturą i mniejszością polską. Kilkanaście lat radykalnego odcinania się od polskości pozwoliło Litwinom na zbudowanie nowej tożsamości, w której antypolonizm grał kluczową rolę. Stworzono skrajnie negatywny obraz Polaka będący amalgamatem uprzedzeń klasowych i rasowych. Uosabiał go polski szlachcic wynaradawiający i gnębiący litewskiego chłopa.
Jak większość tego typu konstrukcji obraz ten był uproszczony i zafałszowany. Np. Konstantinas Čiurlionis, malarz i kompozytor, najwybitniejsza postać litewskiej kultury z przełomu XIX i XX w., pochodził z rodziny chłopskiej, w domu rozmawiał po polsku, a na litewskość nawróciła go żona, szlachcianka. Polski był językiem ojczystym zaskakująco wielu przywódców i luminarzy państwa litewskiego. Wywodzili się oni głównie właśnie ze szlachty, która zachowała pamięć o litewskich korzeniach, choć mówiła po polsku. Co ciekawe, to często ludzie z tych sfer kształtowali konfrontacyjny kurs polityki Kowna.
Ludwik Krzywicki, który pod koniec XIX w. prowadził badania archeologiczne na Żmudzi, pisał, że po 1864 r. we dworach wokół Kowna i Szawel wyrosło pokolenie lewicowych radykałów, głównie kobiet, ale „kiedy podupadł ruch socjalistyczny, a okrzepł narodowy litewski, moda się zmieniła: zaczęły wylęgać się litwomanki”. Z polskich dworów wyszły pierwsze litewskie poetki, pisarki i działaczki narodowe: Karolina Praniauskait, Julia Beniuszewicz (Žemait), Gabriela Pietkiewicz (Bit), Maria Pieczkowska (Šatrijos Ragana), siostry Iwanowskie (Lazdynų Pelėda), Ona Brazauskait (prekursorka feminizmu), Felicija Bortkevičien (zwana babcią litewskiej rewolucji) oraz wiele innych. Rola, jaką odegrały w kształtowaniu świadomości narodowej i budowaniu podstaw nowego państwa, była przeogromna także ze względu na warstwę, z której się wywodziły. Burmistrz Kowna Konstantinas Nekvedavičius wspominał, jak działał jego przykład, gdy jako szlachcic publicznie deklarował narodowość litewską.
Okres ten nosił jeszcze cechy sporu wewnętrznego. Mieczysław Dowojno-Sylwestrowicz wydawał po polsku antypolskie pismo „Litwa”, gdzie utwory, zaprawione litewskim szowinizmem, drukowała Helena Cepryńska, autorka z Białorusi. „My, Litwini nigdy się nie zaprzemy swojej narodowości, choć mówimy i piszemy po polsku” – deklarowała Stefania Wojniłowiczowa, a Otto Zawisza w „Hymnie Litwinów” nawoływał do wygnania Polaków „het, za Niemen”.
Ale nawet ci, którzy znajomość litewskiego wynieśli z domu, często woleli posługiwać się polskim. Patriarcha litewskiego odrodzenia narodowego Jonas Basanovičius korespondował po polsku z litewskim przedsiębiorcą i mecenasem Petrasem Vileišisem.
Rodzinne waśnie
Podczas wizyty księcia Dominika Dowgiałły w Polsce jacyś oficjele zagadnęli go, kiedy to „zbuntowane województwo kowieńskie wróci do Macierzy”? Poirytowany książę odpalił: „A kiedy to panowie oddacie nam Wilno?!”. Dowgiałło był przedstawicielem tych, co nie odrzucali kultury polskiej, ale uważali się za Litwinów. Był to ginący gatunek, choć jego światopogląd stał się jednym z motorów litewskiego nacjonalizmu. Jak zauważa Krzysztof Buchowski, „ruch narodowy posługiwał się m.in. tradycyjnymi resentymentami od dawna obecnymi w »separatystycznym«” nastawieniu szlacheckich Litwinów do Polaków”.
Sztandarową postacią tego środowiska był Michał Romer, żołnierz Legionów, adiutant Piłsudskiego, który długo wierzył, że oba narody znajdą wspólny język. Po akcji Żeligowskiego wiarę tę stracił i ostentacyjnie opowiedział się za Litwą. Był potem sędzią Sądu Najwyższego i reprezentował Litwę przed trybunałem w Hadze. Odegrał również ogromną rolę w budowie szkolnictwa wyższego.
Wielkie zasługi w budowaniu zrębów młodego państwa położył Tadeusz Dowgird, założyciel pierwszego, profesjonalnego muzeum archeologicznego i współtwórca flagi państwowej. Krzywicki oceniał, że Dowgird wykonał „moc roboty nad budową posterunków kultury litewskiej”.
Bohdan Paszkiewicz wspominał, jak ciotka zabrała go kiedyś do kuzyna, księdza Aleksandra Dąbrowskiego, który był zasłużonym działaczem litewskim. Gdy rozmowa zeszła na stosunki z Polską, ciotka powiedziała, że Litwini powinni wreszcie pogodzić się z Polakami. Kapłan zerwał się na to z miejsca i krzyknął: „Z Polakami? Nigdy! Prędzej z diabłem niż z Polakami”. Rozmowa toczyła się oczywiście po polsku, bo ten „zajadły litewski szowinista” znajomość polskiego wyniósł z domu, przy tym mieszkał ze swą siostrą, która litewskiego nie znała...
Andrzej Rondomański, który wychowywał się w polskim domu, opowiedział się po stronie litewskiej jako dojrzały człowiek. Od 1928 r. prowadził programy radiowe po polsku nadawane na Wileńszczyznę. Konrad Górski nazywał go „jednym z najgorszych polakożerców”. Brat Rondomańskiego mieszkał w Polsce i po jednej z audycji wysłał do mediów list, w którym napisał: „Ja, brat p. Andrzeja Rondomańskiego, głęboko dotknięty w swych najświętszych uczuciach narodowych, publicznie potępiam nieobliczalne jego wystąpienia i zrywam z nim wszelkie stosunki rodzinne”.
Michał Kwinto urodził się w tej części Wileńszczyzny, gdzie nawet na wsiach nie mówiono po litewsku. W 1915 r. spotkał w oflagu Litwinów, którzy uświadomili go narodowo. Po wojnie osiadł na Żmudzi, nakazał, by w domu mówiono tylko po litewsku, założył oddział szaulisów i został jego dowódcą. W tym czasie jego brat Henryk mieszkał w Warszawie i nie przyznawał się do „odszczepieńca”.
Po międzywojennym Kownie chodziła anegdotka, że „Litwą rządzą dwie Chodakowskie oraz pan Iłgowski”. Iłgowski był wpływowym biznesmenem, ale nawet on nie mógł dorównać siostrom. Zofia była żoną Antanasa Smetony – prezydenta republiki, a Jadwiga – Juozasa Tubelisa, długoletniego premiera. Chodakowskie znane była ze swej arcylitewskiej postawy. Franciszek Charwat, ambasador polski w Kownie, wspominał, jak podczas spotkania z pierwszą parą prezydent mówił po polsku, a jego żona nie zniżyła się do swego ojczystego języka i konwersowała po francusku.
Wybitny filozof Stasys Šalkauskas wychowywał się w polskim inteligenckim domu. W czasie studiów, jak pisze Paszkiewicz, „wyrobił się na zdeklarowanego litewskiego nacjonalistę”. Po 1918 r. został ideologiem i przywódcą młodzieży katolickiej oraz twórcą koncepcji państwa narodowo-wyznaniowego.
Związki z Litwą Donatasa Malinauskasa, sygnatariusza Aktu Niepodległości, miały charakter dość umowny. Urodził się na Łotwie, jego ojciec, carski oficer, był Polakiem z Kongresówki. Rodzina matki korzeniami tkwiła na Mazowszu. Za żonę Malinauskas pojął Polkę, a ich córka wyjechała na studia do Wilna. Przywiozła stamtąd kolejno dwóch pretendentów do ręki. Ojciec podał im jednak czarną polewkę, bo nie znali litewskiego. W końcu zaręczyła się z Viktorasem Stomą, synem litewskiego generała, zresztą też z rodziny polskiej. Stanisław Stomma wspominał, że ślubu miał im udzielać przyjaciel prezydenta, ksiądz Mironas, ale panna młoda uparła się, że przysięgę złoży tylko po polsku i Mironas musiał szukać polskiego koncelebransa...
Edmund Jakubowski wspominał o pewnej Litwince, która wsławiła się powiedzeniem: „Jestem kuzynką Piłsudskiego. Nie uważam tego za zaszczyt, lecz za hańbę”. Takich podzielonych rodzin było wiele. Czasem pole wyboru poszerzało się o dodatkowe opcje. Z trzech braci Iwanowskich jeden został Polakiem, drugi Litwinem, a trzeci Białorusinem!
Oddajcie Wilno!
Stanisław Narutowicz mawiał, że jeśli chodzi o narodowość, to Litwinem czuje się na drugim miejscu, bo przede wszystkim jest Żmudzinem!
Żmudź była obszarem, z którego wywodziło się wielu politycznych jastrzębi, jak Vladas Putvinskis, założyciel szaulisów. Pierwszą akcją tej paramilitarnej organizacji było udaremnienie przewrotu, jaki w 1919 r. szykowała Polska Organizacja Wojskowa. Putvinskis przeszedł metamorfozę narodową jako człowiek dojrzały i do końca życia nie nauczył się poprawnie wyrażać po litewsku.
Z podobnych sfer pochodził Vladas Nagevičius, dyrektor Muzeum Wojska i współautor nowego ujęcia historii Litwy, w której z Polski uczyniono głównego wroga. W dwudziestoleciu był jednym z liderów antypolskiego Kulturkampfu. Gdy jesienią 1939 r. tysiące uchodźców z Polski schroniło się na Litwie i najbardziej nawet nacjonalistyczne koła zawiesiły swą retorykę, Nagevičius wystąpił ze zjadliwą mową, w której szydził z tych, co niedawno chcieli iść na Kowno, a teraz proszą tu o kawałek chleba.
Pierwszy litewski minister spraw wewnętrznych urodził się w rodzinie szlacheckiej jako Władysław Staszyński. W 1930 r. był delegowany na poufne spotkanie z Piłsudskim. Niemcy byli bardzo zaniepokojeni rezultatami tej rozmowy, bo zbliżenie polsko-litewskie mogło pokrzyżować ich plany. Niestety Stašinskas okazał się bardziej ideologiem niż politykiem. Rozmowę z Marszałkiem zaczął od hasła zwrotu Wilna. Piłsudski najeżył się i z przełomu nic nie wyszło.
Ogromnie ważnymi postaciami dla nowego państwa byli bracia Biržiška. Piotr Łossowski zaliczał ich do „najbardziej nieprzejednanych” przeciwników porozumienia z Polską. Najaktywniejszy politycznie był Mykolas, inicjator rewizjonistycznego Związku Wyzwolenia Wilna. Organizacja ta odegrała kolosalną rolę w szerzeniu polonofobii oraz tworzeniu nowoczesnej ideologii państwowej. Według Henryka Wisnera „hasło wyzwolenia Wilna koła kierownicze uczyniły głównym czynnikiem integracji narodowej”.
Stanisław Stempowski pisał, że „jeżeli Polak żeni się z Rosjanką, dzieci ich są zwykle Ukraińcami lub Litwinami”. Pochodzenie z rodzin mieszanych owocowało czasem zaskakującymi wyborami tożsamościowymi. Było tak na przykład z Konstantym Komarem, który ochrzczony był w cerkwi i oficjalnie figurował jako Rosjanin. Przeszedł potem na katolicyzm, ale jego stosunki z polskim ziemiaństwem pozostały chłodne. Jego wnuk Władysław (olimpijczyk) wspominał, że dziadek uważał się za Litwina.
Dziadek Oskara Miłosza ożenił się z włoską primadonną, ojciec z córką rabina. On sam urodził się na Białorusi, większość życia spędził w Paryżu, był francuskim poetą, został litewskim dyplomatą... Czesław Miłosz pisze, że litewska opcja kuzyna była poniekąd zemstą na polskim środowisku ziemiańskim, które pogardzało tym dzieckiem wielokrotnych mezaliansów. Oskar, jako pierwszy przedstawiciel Litwy we Francji, dyskredytował Polskę na forum Ligi Narodów, oskarżając ją o pogromy Żydów oraz imperialistyczne apetyty.
W wypadku barona Stasysa Šilingasa o wyborze narodowym w dużym stopniu zadecydował ostracyzm towarzyski związany z faktem, że był on nieślubnym dzieckiem. W niepodległym państwie litewskim Šilingas zrobił błyskotliwą karierę; dwukrotny minister sprawiedliwości oraz przewodniczący Rady Państwa dał się poznać jako polityk zawzięcie antypolski.
Podobne okoliczności wpłynęły na los poety Liudasa Giry, który również pochodził z nieprawego łoża. Wychowywał się w domu przybranych rodziców w kulturze polskiej. Był człowiekiem bardzo utalentowanym i ambitnym, a jako szef litewskiego wywiadu zasłynął jako pogromca spiskowców z POW.
Cienka litewska polewa
Podczas zaborów ziemianie byli na Litwie ostoją polskości. Po 1918 r. ich postawy nie były już tak jednoznaczne. Przy okazji wyborów do litewskiego Sejmu Eugeniusz Romer stwierdzał, że wielu z nich agitowało na rzecz partii litewskich. Pomstując na tych, co „decydują się na zaprzaństwo narodowe, przestają być Polakami, zapisują się do litewskich partii, służą rządowi litewskiemu”, pisał z goryczą, że „w pierwszym rzędzie tej kategorii idą przedstawiciele rodowej arystokracji”.
Najbardziej znanym z tego grona był ordynat birżański Alfred Tyszkiewicz, który reprezentował Litwę na Konferencji Pokojowej w Paryżu i był jej pierwszym ambasadorem w Londynie. Dał się zapamiętać jako autor zjadliwych not demaskujących „awanturnicze zamiary Warszawy”, w których przekonywał, że Polska snuje agresywne plany nie tylko wobec Kowna, ale i Rygi. Podobną postawę zajęli Tyszkiewicze z Kretyngi, żmudzka gałąź Platerów oraz rozgałęziony ród Landsbergów, z którego pochodził Gabriel, uważany za ojca litewskiego teatru, dziadek Vytautasa Landsbergisa.
Większość arystokratów zajęła jednak pozycje biernie życzliwe. Konstanty Radziwiłł na przykład od polityki stronił, ale nie przeszkadzało mu to przyjaźnić się z prezydentem Smetoną i firmować kontrowersyjne inicjatywy młodego państwa (był na przykład honorowym dowódcą pułku Janusza Radziwiłła, uważanego na Litwie za bohatera). Ale nie brakło tu i ideowców, jak książę Tadeusz Puzyna, jeden z pierwszych ochotników armii litewskiej i kawaler Krzyża Pogoni.
Gdy w końcu 1920 r. nabrzmiewał konflikt o Wilno, Litwini zdali sobie sprawę, że Polacy dysponują sprawną kawalerią, podczas gdy oni mają tylko jeden pułk ułanów. Planowano rozbudowę jazdy, ale nie było komu tego powierzyć. Minister obrony Konstantinas Žukas powiedział wówczas do naczelnego wodza Žukauskasa: „Na Litwie jest tylko jeden człowiek, który nadawałby się do tego. Ale jest jeden problem – on jest Polakiem”.
Człowiekiem tym był pułkownik Bronisław Skomski. Przyjął on ofertę władz, ale chciał lojalnie uprzedzić zwierzchnika o swej narodowości: „Pan wie, że ja jestem Polakiem” – oznajmił. „Nic nie szkodzi – odparł Žukauskas – ja też”. Nawiasem mówiąc, rozmowy te toczyły się po polsku. Pierwszy minister obrony Litwy wspominał, że w domu rodzinnym używał „polskiego dialektu”.
Barwną postacią był Povilas Plechavičius, zapamiętany w Polsce jako organizator kolaboracyjnej formacji Vietin Rinktin. Paszkiewicz pisał o nim i jego bracie: „Obaj podawali się za Polaków... Obaj doskonale mówili po polsku, z trzech braci dwaj byli żonaci z rdzennymi Polkami i ordynansów dobierali sobie zawsze spośród Polaków. Wydaje się, iż nie udawali polskości, która była szczera, naturalna...”.
Podobnie jak w wojsku było w innych sferach, gdzie potrzebni byli ludzie z wiedzą i doświadczeniem. Michał Romer w liście do Witolda Abramowicza w 1930 r. pisał: „większość starszego pokolenia inteligencji litewskiej jest jeszcze taka, że jeno ją poskrob, a pod cienką polewką litewską znajdziesz tego samego inteligenta polskiego, jakim jesteś Ty i Piłsudski i pierwszy lepszy Polak z Wilna...”. Z takich kręgów wywodził się między innymi Ignas Adamkavičius, jeden z pierwszych litewskich pilotów, ojciec prezydenta Valdasa Adamkusa.
Kłopotliwe milczenie
Zarysowane zagadnienie na Litwie stanowi temat tabu, gdyż uderza w serce mitu założycielskiego, zgodnie z którym naród odrodził się z ludu, a szlachta (czytaj: Polacy) zajęła wobec tego procesu wrogą postawę.
Ale i w Polsce to kłopotliwy temat. Przede wszystkim nie wiadomo, jak tych ludzi zakwalifikować? Wielu uznałoby ich za zdrajców, ale trąci to mentalnością Kalego, bo jeśli zgermanizowany Polak, jak Wojciech Kętrzyński, wraca do korzeni, to dobrze, ale jeśli spolonizowany Litwin, to źle?
Przywykliśmy też do przekonania o hegemonii kultury polskiej w Europie Wschodniej. Stereotyp żywiołowej polonizacji Kresów stał się dogmatem, którego nie podważają nawet najwięksi obrazoburcy. To także fundament naszego dobrego samopoczucia historycznego. Dlatego trudno pogodzić się z faktem, że na „dzikiej” Litwie nasz model polityczno-kulturowy stracił w pewnym momencie na atrakcyjności i to nawet dla miejscowych, de facto polskich elit.