Do Nowej Huty Piotr Ożański przybył w 1950 r. Pracował na budowie osiedla A-2, kiedy warszawscy murarze z Muranowa rozpoczęli bicie rekordów w murarce zespołowej. Jak napisał Andrzej Krzysztof Wróblewski: „wypadało, żeby w największej inwestycji sześciolatki pojawił się jakiś przodownik, padł jakiś rekord, żeby stało się coś, co by dowodziło hasła, iż ludzie rosną razem z budową, a budowa wraz z ludźmi”.
Niemożliwe jest ustalenie, w jaki sposób wytypowano nowego rekordzistę. Niewątpliwie musiał to być ktoś, kto już wcześniej przekraczał swoją normę. Ożański spełniał ten wymóg: średnie wykonanie przez niego normy wynosiło ponad 200 proc., dodatkowo legitymował się tzw. odpowiednim pochodzeniem. Być może, tak jak w filmie Wajdy, o wyborze decydował także wygląd zewnętrzny.
Pierwszy rekord Piotr Ożański pobił 14 lipca 1950 r. Stanisław Słysz, dowódca 51 Brygady ZMP, mówił: „potrzebny był ktoś, kto stanowiłby ostrogę dla młodych, coś, co by ich zagrzewało. Stworzyliśmy Ożańskiego. (...) W pierwszym okresie [bicie rekordów] spełniało jednak nieocenioną funkcję wychowawczą”.
Rekord 22 lipca
Dla uczczenia święta 22 Lipca razem z pięcioma innymi robotnikami Ożański w ciągu ośmiu godzin ułożył 34 728 cegieł. Dwa miesiące później, 26 września, tym razem dla uczczenia rocznicy rewolucji październikowej, poprawił swój wyczyn, układając 66 232 cegły.
Zarówno pierwsza próba, jak i druga zostały starannie wyreżyserowane. Kierownictwo zapewniło dostateczną ilość materiałów i odpowiednie narzędzia. Jednak w obu przypadkach nie obyło się bez problemów: za pierwszym razem ktoś uszkodził betoniarkę, za drugim podano Ożańskiemu słynną już rozgrzaną cegłę. Mimo tych przeciwności fama o nowym rekordziście z Nowej Huty rozeszła się po Polsce. Po latach Stefan Słysz odczarował nieco wyczyn Ożańskiego: „Jego rekord, oczywiście, był naciągany. Zresztą i ściana domu, na którym ten rekord padł, ma wychylenie od pionu przeszło dziesięć centymetrów”.
Po latach także sam Ożański przyznał: „To nie była murarska robota, to był sport (...), mój plac budowy szykowali przez dwa tygodnie. Inżynierowie, technicy, codziennie zajeżdżał dyrektor i się przyglądał, wszystko było wyrównane, wyprzątnięte, a najważniejsze, że miałem specjalnie dobrany materiał, cegłę nie z rozbiórki i niepopękaną. Jak robiłem na co dzień, to musiałem latać do magazyniera, do kierownika, to się zacięło, tego nie dowieźli i tak schodziło pół dniówki. Ja pobiłem ten rekord, ale oni mi w tym pomogli”.
Ożański z dnia na dzień stał się bohaterem. Wszedł do Zarządu Powiatowego ZMP w Nowej Hucie, został członkiem Powiatowego Komitetu Obrońców Pokoju, a także delegatem na Kongres Obrońców Pokoju w Warszawie, otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi. Wypowiadał się bardzo często na tematy aktualne, m.in. w sprawie „pierwszej pokazowej rozprawy” przeciwko „notorycznym pijakom”: „Opilstwo na Nowej Hucie to wroga robota. My tu wszyscy współzawodniczymy i bijemy rekordy w produkcji, żeby tylko szybciej rosły budowy naszej wielkiej Huty, a pijacy hamują tempo naszej pracy. Dlatego dla pijaków i różnego rodzaju awanturników nie ma u nas miejsca”.
Jednak także wtedy, kiedy był u szczytu sławy, zdarzały się momenty, w których nad ideologią górowały zbyt napięte plany i problemy ekonomiczne. 6 września 1950 r. Ożański wraz z pomocnikami przystąpił do budowy szybkościowca (potoczna wówczas nazwa budynku wznoszonego w ciągu kilkunastu bądź kilkudziesięciu dni). Początkowo budowa cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem administracji, związków zawodowych i organizacji partyjnej. Jednak w miarę jej trwania zainteresowanie słabło, zaczynało brakować materiałów. W ciągu trzech miesięcy wybudowano jedynie dwie kondygnacje. Wydaje się (biorąc pod uwagę datę – miało to miejsce pomiędzy udanymi próbami bicia rekordów), że cała budowa była pomyślana jako kolejna próba bicia rekordu i nie wiadomo, dlaczego pomysł ten został zarzucony. Życie osobiste Ożańskiego także zostało podporządkowane ideologii: „gdy brał ślub, wyłącznie cywilny, to o jego wybrance, przodownicy, decydowała partia” – odnotował historyk Andrzej Chwalba.
838 procent normy
„Budujemy Socjalizm” z 29 lipca 1951 r. donosiło o kolejnym, ostatnim jego rekordzie. Dla uczczenia Zlotu Młodych Bojowników o Pokój w Berlinie trójka murarska Ożańskiego, pracując już w warunkach funkcjonowania nowych, podwyższonych norm, wymurowała 28 740 cegieł, uzyskując 838 proc. normy. Od tego momentu postać Ożańskiego znikła ze stron gazet. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie można odnaleźć w aktach związkowych. W sprawozdaniu z rozwoju współzawodnictwa przy analizie pracy „wysuniętych przodowników (...) na stanowiska wyższe” możemy przeczytać, że z sześciu osób, które awansowały, pięć wywiązywało się ze swoich obowiązków bez zastrzeżeń, „a jedynie Orzański [sic!] swoim zachowaniem się (pije wódkę) nie daje pełnej satysfakcji”.
Według cytowanego wcześniej Andrzeja Krzysztofa Wróblewskiego początkiem końca kariery Ożańskiego był wspomniany wcześniej Kongres Obrońców Pokoju: „Trybuna Ludu” „uwieczniła moment jego serdecznego uścisku, i to nie dłoń w dłoń, ale uścisku wpół z towarzyszem Bierutem. Nic dziwnego, że kiedy wrócił potem do Nowej Huty, trudno mu było ugiąć karku i że przy pierwszej lepszej okazji, kiedy uparł się, że czegoś tam nie zrobi, bo on wie lepiej, wypomniano mu kupione na raty, następnie przepite i niespłacone meble. Ci, którzy się z nim ściskali w ślad za towarzyszem Bierutem, nagle gdzieś się zapodzieli, nikt nie miał ochoty go bronić, i tak wczorajszy delegat został zmuszony do podpisania wymówienia z pracy, a następnie do opuszczenia Nowej Huty. Nikt go nie żegnał, nikt nie mówił do zobaczenia. Po cichu i samotnie primadonna jednego sezonu opuszcza scenę swojej wielkiej sławy”.
Podobnie uważa Andrzej Chwalba: „Ożański był obwożony i pokazywany jak małpka w klatce. Wszędzie wzywał do bicia rekordów, do walki o wykorzystywanie każdej minuty, do wzmożenia tempa budownictwa Nowej Huty. (...) W końcu bohater tego wszystkiego nie udźwignął. Źle się czuł w nowej, sztucznej rzeczywistości. Rozpił się i przestał być partii potrzebny”.
Ostatecznie Ożański został wydalony z PZPR i zwolniony z pracy za alkoholizm w 1952 r.
Autor jest adiunktem w Instytucie Historii PAN. Zajmuje się historią społeczną powojennej Polski. O Ożańskim i innych postaciach epoki pisze w przygotowywanej do druku książce „Kto wyrąbie więcej ode mnie? Współzawodnictwo pracy robotników w latach 1947–1955” (Wyd. Trio).