Katowickie Forum Partyjne, kierowane przez doc. Wsiewołoda Wołczewa, pracownika Śląskiego Instytutu Naukowego, podgrzało i tak wybuchową atmosferę tamtych dni. Mówiło groźnym językiem, jakiego używano w Moskwie, Berlinie i Pradze przy ocenie sytuacji w Polsce. Nic więc dziwnego, że w sąsiednich stolicach przedstawiano forumowców jako prawdziwych polskich komunistów i internacjonalistów, reprezentantów „zdrowych sił klasy robotniczej”. Złowróżbnie to brzmiało, bo podobnej maści organizacje pojawiły się na Węgrzech (1956 r.) i w Czechosłowacji (1968 r.) – w momentach, kiedy miejscowe „zdrowe siły” nie mogły sobie poradzić z „kontrrewolucją”.
Mieczysław F. Rakowski (wówczas wicepremier) pisał w swoim „Dzienniku” o liście KFP do Ericha Honeckera. Szczegółów nie podał, ale w rozmowie z Markiem Kempskim przyznał, że z Instytutu Gaucka dostał jego kopię. Według Rakowskiego, pismo było donosem na polską odnowę. Wcześniej mówiono o listach forumowców do Moskwy, informujących o zdradzie komunistycznych ideałów i z prośbą o interwencję. „Pisali też do Berlina – powiedział Rakowski. – Zresztą, wtedy nie było ważne, do jakiej skrytki wrzuca się takie listy. (…) Oni rzeczywiście widzieli w interwencji ratunek, ale nie dla Polski, tylko dla siebie. U źródeł grupy Wołczewa, i stojących za nią mocodawców, leżał bowiem strach przed tym, co może nadejść i zburzyć dotychczasową wizję świata”.
Forum miało doprowadzić do zerwania IX Nadzwyczajnego Zjazdu PZPR, a przynajmniej do odsunięcia go w czasie.