Dzieje prasy, dzieje mediów w PRL to historia, jak na razie, ledwie naszkicowana. Jakże często to właśnie w mediach i poprzez nie – mimo ograniczeń cenzuralnych i politycznych, w pierwszych latach 50. wręcz bezwzględnych – ujawniały się prawdziwe dylematy czasu, wyzierała spoza stawianych barier i zasłon rzeczywistość, rozpoczynała się i kończyła kolejna zmiana, kolejne przesilenie. Choćby w pierwszych latach nowego ustroju, przed 1948 r., gdy ścierały się ze sobą dwie Polski, ta, która chciała być kontynuacją II Rzeczpospolitej, z tą, która chciała rewolucyjnego zniszczenia II RP.
Także po obu stronach zasadniczego, historycznego sporu, który do dzisiaj nie został dokładnie opisany, trwały dyskusje i pojawiały się odmienne, konkurujące koncepcje, jak ta rzeczywistość ma dalej wyglądać, jakich wartości trzeba się trzymać, jakie przyjąć taktyki. Czy stawiać na neopozytywizm polityczny, jak chcieli redaktorzy „Tygodnika Powszechnego”, co dało się przedstawić jako koncepcja poszukiwania jakiegoś kontaktu, jakichś paktów z nową władzą (choć nie za wszelką cenę)? Czy jednak stanąć z nią do zasadniczej walki, do czego przychylał się „Tygodnik Warszawski” (szybko zresztą rozpędzony na cztery wiatry)?
Z kolei, czy podnosić temperaturę rewolucji i ogarnąć nią wszystko, nie tylko teraźniejszość i przyszłość, ale także przeszłość, czemu najbliższa była wydawana w Łodzi „Kuźnica”, czy jednak postępować łagodniej, jak czytamy w „Odrodzeniu” czy publicystyce Jana Strzeleckiego i Juliana Hochfelda.
Bez względu na wielość ograniczeń – nazwijmy je geopolitycznymi – w prowadzeniu tego sporu, był on przecież w dużej mierze autentyczny i szczery, później dopiero został zniszczony i zdeprawowany przez agresywny stalinizm.