Kiedy kompozytorka Ella Milch-Sheriff mówi o dzienniku nieżyjącego ojca, ma w oczach łzy: – Chcę go odzyskać dla siebie, swoich dzieci, wnuków. To najważniejsza rzecz, którą mój ojciec zostawił mnie i mojej siostrze – opowiada. W sprawie dziennika znajdującego się w archiwach Żydowskiego Instytutu Historycznego przyjechała do Polski już po raz trzeci, o odzyskanie go walczy od prawie dwudziestu lat. Dwukrotnie widziała i dotykała 61 zeszytów, 1613 stron zapisanych przez ojca w czasie wojny. Kopie dziennika jej nie wystarczają. Ale manuskrypt uznawany jest za część narodowego zasobu archiwalnego, a ten podlega ochronie: nie wolno go nikomu przekazywać (chyba że określonemu w ustawie innemu krajowemu archiwum) ani wywozić za granicę (jedynie czasowo, za zgodą Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych).
Baruch Milch, polski lekarz żydowskiego pochodzenia z Podhajców (dzisiejsza Ukraina), ukrywany przez Polaków w okolicach Tłustego, pisał swój dziennik przez dziewięć miesięcy, od lipca 1943 r. do marca 1944 r. Opisywał czasy przedwojenne, rodzinę, studia w Czechach, historyczny kontekst i przede wszystkim najtrudniejsze wojenne przeżycia i kolejne śmierci: własnego trzyletniego syna, rozstrzelanego przez Niemców wraz z babką i ciotką, a także późniejszą śmierć trzyletniego siostrzeńca żony, uduszonego przez własnego ojca, w obawie przed wydaniem całej ukrywającej się rodziny nazistom.
Milch przeżył wojnę; w 1946 r. przed wyjazdem z Polski przekazał manuskrypt Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej. Jak pisze polski wydawca książki „swego manuskryptu szukał potem przez dziesiątki lat – bez powodzenia”. Rękopis w archiwach ŻIH przeleżał ponad 40 lat, a odkrył go historyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Baruch Milch zmarł w 1989 r.